Na początku kryzysu obawialiśmy się deflacji, a tymczasem mamy stosunkowo wysoką inflację, która bardzo powoli spada. Dlaczego?

Deflacja występuje w wielu krajach Europy Zachodniej. Na pograniczu są Niemcy, w Stanach Zjednoczonych ceny spadały przez kilka miesięcy, nawet licząc rok do roku. Nas przed deflacją „uratowało” silne osłabienie złotego trwające od lata ub.r. W relacji do euro nasza waluta straciła 20 – 30 proc. W sytuacji kiedy polski import jest wart ok. 120 mld euro, czyli ok. 500 mld zł, jego waga w PKB (wynoszącym ok. 1,3 bln zł) jest na tyle duża, że nie może to nie mieć wpływu na inflację. Można się nawet zastanawiać, dlaczego ten efekt jest i tak dość umiarkowany.

Obecnie złoty się umacnia...

Ale przeważnie wpływ zmian kursowych nie jest ani bezpośredni, ani natychmiastowy. Spadek lub wzrost kursu złotego bodaj najszybciej znajduje odzwierciedlenie w cenach paliw, które też przecież mają pewien wpływ na inflację. Ale połowa całego importu to są różnego rodzaju półprodukty i komponenty do wytwarzania innych dóbr. Musi upłynąć kilka miesięcy, zanim ujawni się wpływ umocnienia złotego na poziom cen. Teraz jeszcze wciąż odczuwamy skutki załamania kursu złotego sprzed kilku miesięcy, ale niedługo w inflacji znajdzie odzwierciedlenie obecne umocnienie. Warunkiem jest oczywiście utrzymanie obecnego trendu wzrostowego lub przynajmniej stabilizacja notowań przez najbliższe kilka miesięcy.

Reklama

autor: pww, as

Cała rozmowa z prof. Stanisławem Gomułką na stronach www.dziennik.pl