Dobre wieści z Niemiec i niezłe z Francji (kwartalny wzrost także o 0,3 proc.) wywołały falę pełnych nadziei komentarzy zachodnich ekspertów. – Główne gospodarki wychodzą z silnego osłabienia, ale ciągle jest pytanie o siłę i trwałość tej poprawy – uważa Lena Komileva, ekonomistka Tullett Prebon z Londynu, cytowana przez agencję Bloomberg. Wyniki gospodarek niemieckiej i francuskiej podbiły nieco dynamikę PKB całej strefy euro. W II kwartale PKB spadło tam o 0,1 proc. w ujęciu kwartalnym. Eksperci spodziewali się spadku o 0,5 proc.
– Sytuacja jest pozytywna, ale ciągle krucha. W III kwartale możemy zobaczyć powrót do niewielkiego wzrostu. Gospodarka nie wykazuje jeszcze trwałej poprawy, a chociażby rosnące bezrobocie będzie wywierało swój wpływ – mówi Stefan Bielmeier z Deutsche Bank AG we Frankfurcie.
W skali roku zarówno w Niemczech, jak i we Francji dynamika PKB jest bowiem nadal ujemna. W przypadku naszych zachodnich sąsiadów wyniosła ona minus 5,9 proc., we Francji zaś – minus 2,6 proc.
Reklama
W ostrożnym tonie europejskie dane komentują polscy ekonomiści. Ci, z którymi rozmawialiśmy, nie radzą ogłaszać końca kryzysu. – Dane z krajów naszego regionu nie są już tak optymistyczne. Widać, że wzrost w gospodarce niemieckiej nie pomógł specjalnie naszym sąsiadom – mówi Mateusz Szczurek, ekonomista ING BSK. Według informacji Eurostatu PKB Węgier spadł w ciągu II kwartału o 2,1 proc. W skali roku spadek ten wyniósł 7,4 proc. Słowacja zanotowała kwartalny wzrost gospodarczy w wysokości 2,2 proc. – ale licząc rok do roku dynamika była ujemna, wyniosła minus 5,3 proc. W Rumunii w ujęciu kwartalnym PKB spadł o 1,2 proc., w rocznym o 8,8 proc.
– Dane z Europy Zachodniej potwierdzają, że recesja się kończy. Ale jest pytanie, jak będzie wyglądał świat po recesji. Czy czeka nas rzeczywiste ożywienie gospodarcze, czy raczej długotrwała stagnacja – mówi Mateusz Szczurek. Jego zdaniem scenariusz stagnacyjny jest bardziej prawdopodobny, bo w głównych gospodarkach świata trudno będzie odbudować popyt na kredyt. Stagnacji spodziewa się też Marcin Mrowiec z Pekao.
– Przyszły rok może być lustrzanym odbiciem bieżącego. Tak jak 2009 rok zaczęliśmy od głębokiego pesymizmu, tak 2010 rok rozpocznie się optymistycznie. W kolejnych miesiącach może się jednak okazać, że sytuacja nie poprawia się tak szybko. Do tego wzrośnie inflacja, która realnie zje część dochodów. A w Polsce na to wszystko mogą się nałożyć problemy z niereformowanymi finansami publicznymi – mówi analityk.
Tomasz Kaczor z BGK uważa, że polska gospodarka może – w pewnym sensie – paść ofiarą własnego sukcesu, jakim było uniknięcie recesji. – Czynnikiem ryzyka jest kurs złotego. Oby nie było tak, że pierwsze oznaki wzrostu wypleni umacniający się złoty. Ostatnie dane o obrotach bieżących wskazują, że eksport jest istotnym czynnikiem pobudzającym wzrost PKB, za to popyt wewnętrzny słabnie. Kolejne dobre dane umacniają złotego, co może prowadzić do tego, że zostaniemy ze słabym popytem krajowym, a konkurencyjność cenowa za granicą zaniknie – mówi ekonomista.
Według niego stagnacja w Europie oznaczać będzie utrzymywanie się wzrostu gospodarczego w Polsce na poziomie zbliżonym do obecnego. – Wtorkowe dane Eurostatu dają nadzieję na to, że jednak europejskie gospodarki powoli wchodzą w trend wzrostowy, co pozwoliłoby na uniknięcie scenariusza, w którym polska gospodarka płaciłaby za własny sukces – mówi Tomasz Kaczor.