GUS podał, że sprzedaż detaliczna w sierpniu wzrosła o 5,2 proc. rok do roku, nowe zamówienia w przemyśle spadły o 32,3 proc. rok do roku, a stopa bezrobocia wyniosła 10,8 proc., czyli tyle ile w lipcu. 453 zakłady pracy zadeklarowały zwolnienie w najbliższym czasie 40,6 tys. pracowników, w tym z sektora publicznego 15,1 tys. osób.

W ocenie Sadowskiego, dane GUS o spadku o jedną trzecią zamówień w polskim przemyśle pokazują, że struktura naszej gospodarki dostosowuje się do tego, co stało się na świecie. "W moim odczuciu to nie jest proces kryzysowy tylko dostosowawczy" - powiedział. Dodał, że wskazują na to również inne dane, np. o bezrobociu.

"Oczywiście tych 40 tys. miejsc pracy ubywa; ważniejsze jest jednak nie to, ile ich jest, tylko jaką zdolność ma polska gospodarka, by je odtworzyć w innych sektorach" - zaznaczył. "Istotny będzie końcowy bilans. Na razie likwidacje są elementem procesu dostosowawczego. Ważne, ile miejsc pracy powstanie" - dodał Sadowski.

Jego zdaniem, dopóki na sąsiednich rynkach nie zaczną dominować pozytywne, dobre nastroje, musimy sobie radzić w trudniejszych warunkach.

Reklama

W ocenie eksperta, dopiero powakacyjne wyniki gospodarcze pokażą, jaka jest realna sytuacja naszej gospodarki. "Trzeba pamiętać, że w Europie Zachodniej sierpień jest okresem wakacyjnym - zmniejszenia produkcji i planowanych przerw w produkcji. Dlatego też nie należy patrzeć na spadek wskaźnika zamówień jak na jakieś załamanie, tylko efekt tej przerwy, która - może nie z taką intensywnością - ale jest co roku" - powiedział.

Sadowski uważa, że ponad 5-proc. wzrost sprzedaży detalicznej oznacza, iż nie ma w polskim społeczeństwie "percepcji kryzysu". "Ludzie nie tracą pracy w skali masowej; dotyka to wyspy, np. pod Białymstokiem nagle pada zakład i całe miasto zostaje bez pracy. Nie ma jednak takiej sytuacji, by ten proces zataczał szerokie kręgi" - podkreślił.

"Nie odczuwamy sytuacji jako kryzysowej. Kupujemy, zaciągamy zobowiązania, jakby nic się nie działo. To optymistyczna informacja z tych danych GUS-u" - dodał.

W opinii eksperta, wskaźnik bezrobocia na koniec roku może być wyższy. "Za chwilę zaczną się przegrupowania w gospodarce; część ludzi może przez jakiś czas znajdować się w rejestrach bezrobotnych. To nadal są jednak tylko zarejestrowani jako bezrobotni, a nie oznacza to, że jest to bezrobocie realne" - przypomniał.

Zwrócił przy tym uwagę, że wskaźnik bezrobocia nie jest miarodajny dla prawdziwej sytuacji na rynku pracy, ponieważ "nie pokazuje ludzi pozostających poza systemem rejestracji i otrzymywania zasiłków". "Tendencja tego wskaźnika może być jednak do końca roku rosnąca i pokazywać, że sytuacja nie jest jednak tak różowa" - ocenił Sadowski.