To pierwszy dowód, że system kolei podziemnej odczuwa wynikający z recesji spadek liczby pasażerów: w poprzednich miesiącach Transport of London (TfL, zespół mera Londynu) utrzymywał, że popyt na usługi metra jest na nią zadziwiająco odporny. Spadek przychodów skomplikuje sfinansowanie TfL. Po raz ostatni ruch w londyńskim metrze – największym na świecie – skurczył się w takiej skali w końcu lat 80. XX wieku. Od tego czasu zdarzały się okresowe spadki przewozów w następstwie takich zdarzeń, jak atak terrorystyczny z 7 lipca 2005 r., ale nie były one tak silne, jak te wywołane przyczynami ekonomicznymi. Zmniejszenie ruchu widać najbardziej na stacjach, związanych z usługami finansowymi.
Dla TfL może to oznaczać presję na podniesienie taryf w metrze, żeby móc zapłacić za realizowane już programy jego modernizacji. Nie jest bowiem możliwe, żeby koszty operacyjne i koszty modernizacji zmalały o tyle samo co przychody. TfL jest w przewlekłym sporze z modernizującą trzy linie metra prywatną firmą Tube Lines co do poziomu finansowania, potrzebnego jej na przeprowadzenie zakrojonych na siedem i pół roku prac. Sama prowadzi też roboty modernizacyjne na pozostałych liniach, bo firma, która miała je wykonywać, Metronet, od 2007 roku jest pod zarządem syndyka. Część kosztów tych prac zmaleje zresztą wskutek deflacji.
Według TfL decyzja w sprawie opłat za przejazd jest w gestii Borisa Johnsona, mera Londynu. – Podejmie ją pod koniec tego roku, opierając się na naszej ocenie co do tego, jak pogodzić potrzebę zbilansowania przychodów i liczby pasażerów z koniecznością zapewnienia inwestycji w transporcie i wprowadzenia oczekiwanych przez londyńczyków usprawnień – podaje TfL. Decyzja w sprawie opłat jest tym pilniejsza, że modernizacja metra, budowa przecinającego Londyn połączenia tranzytowego, a także inne prace prowadzone są w trybie pilnym i bardzo efektywnie. – Zaoszczędziliśmy na nich już 2,4 mln funtów i staramy się zaoszczędzić więcej – informuje TfL.
Reklama