Wiele wskazuje na to, że w naszej gospodarce występuje zjawisko uporczywej inflacji. Czy Rada Polityki Pieniężnej powinna już zacząć myśleć o zaostrzaniu swojej polityki, choćby po to, żeby szybciej spełnić kryterium inflacyjne?

To chyba jakiś żart. Mówienie o tym, by zacieśniać politykę monetarną dla spełnienia kryterium jest w dzisiejszej sytuacji czystym nonsensem. My i tak szybko nie wejdziemy do ERM2, ani tym bardziej do strefy euro. Bo nasz deficyt finansów publicznych nie obniży się szybko do 3 proc. PKB. W tym kontekście nie rozumiem, dlaczego RPP utrzymuje w swoich komunikatach zdanie o tym, żeby wejść do strefy tak szybko, jak to możliwe. Ono nic nie wnosi oprócz konfuzji.

Czy wysoka inflacja będzie problemem w następnych miesiącach?

Wiele wskazuje na to, że luka popytowa – czyli różnica między bieżącym PKB a potencjalnymi zdolnościami produkcyjnymi gospodarki – będzie się powiększać w następnych kwartałach. To będzie oznaczało, że w połowie przyszłego roku rozpocznie się duża presja dezinflacyjna, zwłaszcza, jeśli kurs złotego utrzyma się na obecnym poziomie. Pod koniec przyszłego roku ta presja dezinflacyjna może się nawet przekształcić w presję deflacyjną. W ogóle nie widzę problemu wysokiej inflacji. Ona dziś wydaje się uporczywie wysoka, ale trzeba pamiętać o czynnikach, które to powodują. To są przede wszystkim ceny energii i gazu. Ich wzrost dokłada około 1 pkt proc. do tempa zmiany inflacji. Ten impuls będzie jednak słabł, choćby ze względu na efekt bazy.

Reklama

W takim razie RPP nie powinna się przejmować bieżącymi odczytami inflacji, a nieformalne łagodne nastawienie w polityce pieniężnej powinno zostać utrzymane?

Tak sądzę. Oprócz cen energii elektrycznej i gazu na obecną inflację wpływa też efekt dużej deprecjacji złotego. W ujęciu rok do roku złoty osłabił się najbardziej spośród wszystkich walut w regionie. Z tego tytułu efekt proinflacyjny jest u nas największy. Ale i on będzie wygasać, w ciągu następnych miesięcy. Jedynym elementem napędzającym inflację bazową mogłaby być presja popytowa. Przy rosnącym bezrobociu, przy spadku płac realnych ta presja nie powinna jednak być duża. W zasadzie w ogóle jej nie powinno być. Stąd moje przekonanie o nadchodzącej głębokiej dezinflacji. Wskaźnik inflacji bazowej będzie zmierzał w kierunku zera już w IV kwartale 2010 roku. Zapewne wtedy spełnimy też kryterium inflacyjne - ale to będzie zupełnie bez znaczenia. Główny problem przy wchodzeniu do strefy euro to stopień realnej konwergencji, zwłaszcza, jeśli chodzi o rynek pracy. Współczynnik aktywności zawodowej w Polsce jest bardzo niski. To powoduje, że każde cykliczne wahnięcie w dół oznacza gigantyczne problemy fiskalne, bo stosunkowo szybko kurczy się baza podatkowa, przy jednoczesnym wzroście liczby beneficjentów wydatków budżetowych. Dopóki się to nie zmieni, trudno będzie poważnie mówić o wchodzeniu do strefy euro, bo pobyt w niej nie przyniósłby nam spodziewanych korzyści.