Ta zwyżka sprawiała, że popyt stawał przed dużą szansą zanegowania ostatnich spadków. Dalszy rozwój wydarzeń pokazał, że została ona koncertowo zmarnowana i im bliżej było końca tym niżej były indeksy. Końcówka to już typowa wyprzedaż, która sprawia, że rynek jest najniżej od miesiąca.

W trakcie handlu nie brakowało istotnych wydarzeń ze sfery gospodarczej i politycznej. Z lokalnego punktu widzenia najważniejszymi były wstępne szacunki wzrostu o 1,7 proc. polskiego PKB w 2009 roku. To minimalnie wyżej niż oczekiwane 1,6 proc., ale w porównaniu do niemieckiej recesji rzędu 5 proc. lub dopiero co wychodzącej z dołka gospodarki Wielkiej Brytanii wypadamy wręcz wyśmienicie. Na nasze szczęście nikt nie zwraca uwagi na rosnące bezrobocie (już 11,9 proc.), które w końcu znajdzie odzwierciedlenie w danych gospodarczych, ale to zmartwienie dopiero drugiego półrocza 2010. Publikowane rano europejskie indeksy o nastrojach biznesu i konsumentów były praktycznie zgodne z oczekiwaniami i nie wpłynęły na pogarszającą się sytuację popytu. Dla naszego parkietu było to wydarzenie niemal trzeciorzędne, bo w tym samym czasie inwestorzy skupiali się na ogłaszaniu decyzji premiera Tuska o nie kandydowaniu w tegorocznych wyborach. To ważne wydarzenie polityczne jednak bez realnego przełożenia na sferę gospodarczą. Pod tym względem znacznie ważniejszy był komunikat o gorszym od oczekiwań stanie rynku pracy w Stanach. Nowych bezrobotnych w ostatnim tygodniu ponownie przybyło więcej niż rynek się spodziewał i chociaż liczba 470 tysięcy nie jest żadną tragedią, to już w połączeniu z minimalnym (0,3 proc.) wzrostem zamówień na dobra trwałego użytku sytuacja byków istotnie się skomplikowała.

Kolejne negatywne otwarcie w Stanach również zapewniło nam dodatkowe atrakcje w postaci pogłębienia minimów na sam koniec dnia. W ten sposób czwartkowa sesja sprawia, że byki stały się ofiarą, własnego, początkowego sukcesu. Miały wszystkie niezbędne argumenty (wzrosty w USA, brak słabszych danych) do wypracowania wzrostu i tym samym utrzymania się w strefie miesięcznych minimów. Zamiast tego mamy wyraźny spadek, który patrząc w skali dnia (max-min) sięgną 2 procent.

Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na najbliższe dni jest teraz szukanie wsparcia dopiero przy poziomie grudniowych minimów, a więc okolicy 2310 pkt. Jest to jednocześnie pierwsze poważne wsparcie, które będzie oddalone od szczytu o 200 pkt., a dokładnie taka odległość była maksymalnym zasięgiem korekt w trakcie panującego rocznego trendu wzrostowego. Dotychczas mieliśmy do czynienia z czterema takimi sytuacjami i miały one miejsce w czerwcu-lipcu, sierpniu-wrześniu, październiku i listopadzie. Czyżby rynek powtarzał schemat po raz piąty?

Reklama