W przemówieniu wygłoszonym w Białym Domu Obama przekonywał, że przyspieszenie gospodarki USA w drugiej połowie ub.r., kiedy osiągnęła znowu dodatni wzrost, jest owocem pakietu stymulacyjnego. Przewidywał on wydatki wartości 787 miliardów dolarów na obniżki podatków, pomoc dla bezrobotnych i zadłużonych Amerykanów, bodźce dla biznesu i inwestycje w celu pobudzenia popytu.

Obama powtórzył znaną tezę rządu, że dzięki pakietowi "stworzono lub uratowano 2 miliony miejsc pracy", i podkreślił, że "jedną trzecią" wzrostu osiągnięto dzięki ulgom podatkowym dla obywateli i biznesu. Obiecał też dalsze wysiłki na rzecz wychodzenia gospodarki na prostą. "Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby tworzyć więcej miejsc pracy" - powiedział. Podkreślił, że znaczną część pakietu stanowiły "inwestycje dla przyszłości", czyli fundusze na reformę opieki zdrowotnej, rozwój alternatywnych źródeł energii oraz edukacji. Są to wydatki konieczne, jego zdaniem, dla nadrobienia zaległości USA wobec światowych konkurentów w tych dziedzinach, jak Chiny i Unia Europejska.

Republikańska opozycja krytykuje prezydenta, że tyle energii i funduszy poświęcił na te reformy, zamiast skupić się na wyprowadzeniu gospodarki z recesji. Tymczasem w środowym przemówieniu Obama zapowiedział przeznaczenie funduszy na 50 nowych projektów inwestycyjnych w dziedzinie infrastruktury - budowę linii szybkich kolei, dróg i remont mostów.

Opozycja krytykuje Biały Dom za to, że pozwolił Demokratom w Kongresie włączyć do pakietu stymulacyjnego wiele wydatków na tzw. pork (wieprzowina), czyli partykularne projekty forsowane przez kongresmanów i senatorów, nie pomagające w wyjściu gospodarki z dołka. Republikanie kwestionują wiarygodność podawanych przez administrację liczb. Podkreślają też, że Obama zapowiadał, iż pakiet stymulacyjny doprowadzi do zmniejszenia bezrobocia do 8 procent, a tymczasem utrzymuje się ono nadal na poziomie ok. 10 procent.

Reklama

Zdaniem GOP, głównym efektem pakietu i innych wydatków rządu jest powiększenie deficytu do niebezpiecznych rozmiarów. Zmusza to państwo do zaciągania dalszych pożyczek, aby mogło wypłacać należności z tytułu tak kosztownych programów, jak fundusze ubezpieczeniowe i emerytalne dla osób starszych i ubezpieczenia medyczne dla biednych.

Ekonomiści przewidują, że jeśli nie podejmie się jakichś radykalnych działań, zadłużenie USA wzrośnie do 2038 r. do wielkości 200 procent PKB. Grozi to znacznym obniżeniem poziomu życia przyszłych pokoleń Amerykanów. Jak pisze środowy "New York Times", walkę z deficytem i długiem publicznym utrudnia rosnąca polaryzacja polityczna w Kongresie. Jego członkowie z obu partii odmawiają konstruktywnej współpracy, która jest niezbędna do znalezienia kompromisowych sposobów obniżenia deficytu.