ROZMOWA
MICHAŁ DUSZCZYK
Czy nie narażamy się na straty z powodu zakontraktowania do 2037 roku 10,3 mld m sześc. gazu rocznie? Czy to nie zbyt duża ilość surowca? W efekcie może okazać się, że nie będzie na rynku miejsca dla LNG ze świnoujskiego terminalu.
MIKOŁAJ BUDZANOWSKI*
Reklama
Nie obawiam się tego z kilku powodów. Po pierwsze, kontrakt gazowy gwarantuje nam pewną elastyczność – możemy odbierać o 15 proc. mniej gazu w stosunku do zakontraktowanej ilości, bez jakichkolwiek konsekwencji finansowych. To duży sukces naszych negocjatorów, oznacza bowiem, że możemy odbierać więcej lub mniej gazu w zależności od potrzeb. Po drugie, patrząc na perspektywę lat 2020–2030, trzeba zdawać sobie sprawę, że zapotrzebowanie na surowiec będzie znacznie większe niż obecnie. Wzrost zużycia nastąpi głównie ze strony sektora elektroenergetycznego. Już dziś na stole mamy trzy projekty elektrowni, które będą potrzebowały w sumie ponad 1 mld m sześc. dodatkowego gazu.
Jakie to projekty?
Myślę tutaj o inwestycjach planowanych w Stalowej Woli, Gdańsku i Tarnowie. Takich projektów będzie więcej. Wiele spółek przygotowuje się już do tego typu inwestycji, w tym m.in. PKN Orlen we Włocławku. Zainteresowanie jest naprawdę ogromne. Potencjalne zapotrzebowanie rynku sięga nawet 3 mld m sześc. dodatkowego gazu. Prognoza PGNiG mówiąca o zużyciu gazu na poziomie 18 mld m sześc. rocznie w 2015 roku jest więc realna. Dodatkowo należy pamiętać o tym, że Polska jest krajem stosunkowo słabo zgazyfikowanym – trzykrotnie mniej niż wynosi średnia europejska. Ten fakt wskazuje na duży potencjał rozwoju krajowego rynku gazu. Przy takim zapotrzebowaniu znajdzie się miejsce i na gaz LNG, i na surowiec z innych źródeł – czy to z połączeń z siecią niemiecką, czy też czeską.
Czy będziemy zatem eksportować gaz?
Ewentualne nadwyżki będą mogły być eksportowane. Właśnie za pośrednictwem połączeń z Czechami i Niemcami będzie można nie tylko gaz odbierać, gdy go nam zabraknie, ale i wysyłać go w sytuacji, gdy będziemy mieli za dużo tego surowca. Również sam terminal LNG będzie swoistym interkonektorem. Istnieje możliwość, przy niedużym nakładzie finansowym, przebudowy niektórych elementów tej instalacji, tak by można było magazynować pewne ilości gazu w postaci skroplonej, a potem je reeksportować statkiem. W kontrakcie na LNG nie mamy zakazu reeksportu. Eksport LNG to pewna opcja, z której możemy skorzystać w późniejszym okresie. Wstępne studium takiego przypadku zostało już opracowane.
Z importera staniemy się więc eksporterem?
Nie widzę w tym nic złego. Dlaczego nie budować strategii sprzedaży gazu? PGNiG pracuje już zresztą nad koncepcją formuły eksportowej. Mamy przecież gaz krajowy na poziomie powyżej 4 mld m sześc. rocznie, a do tego rysuje się ogromna perspektywa pozyskiwania gazu niekonwencjonalnego. Ten gaz będzie mógł być eksportowany. Do tego potrzebne są interkonektory. Na razie mamy tylko jeden, z Niemcami w Lasowie, ale wkrótce będą kolejne, m.in. gazociąg Moravia, który połączy Polskę z czeską siecią gazociągów. Poprzez Moravię i Lasów będziemy mogli wysyłać lub odbierać w sumie 2,5 mld m sześc. gazu rocznie.
A co z drugim połączeniem zachodnim, czyli projektem Boernicke–Police? Czy ta inwestycja będzie realizowana?
Decyzja, czy to przedsięwzięcie zostanie zrealizowane, należy nie tylko do strony polskiej, ale i niemieckiej. Wydaje się, że i on mógłby służyć do potencjalnego eksportu gazu. Z naszego punktu widzenia to projekt atrakcyjny ze względu na bliskie położenie gazoportu. Możliwe byłoby wówczas zawieranie krótkoterminowych kontraktów LNG, które są bardzo korzystne cenowo, po to, aby później ten gaz reeksportować rurociągiem do Niemiec. Dziś jednak problem leży właśnie po stronie niemieckiej. Niemcy, jeśli chodzi o stronę dokumentacyjną tego projektu, są znacznie mniej zaawansowani niż my. Wybudowanie tego interkonektora nastąpi prawdopodobnie nie wcześniej niż w 2014 roku.
* Mikołaj Budzanowski
wiceminister skarbu państwa, odpowiedzialny m.in. za spółki paliwowe i gazowe