Gospodarka rozwija się w tempie kilkuprocentowym, w zauważalnym tempie rosną zarobki, ludzie mogą przebierać w ofertach pracy. Nie, to wbrew pozorom nie opis prosperity w gospodarce amerykańskiej. To obrazek z naszego własnego podwórka, no, może troszkę wyidealizowany.
Tak było całkiem niedawno – w latach 2007–2008, zanim uderzył w nas potężny ogólnoświatowy kryzys. Niestety, zachłysnęliśmy się tym krótkim gospodarczym boomem. Zbyt wiele osób uwierzyło chyba, że ten stan będzie trwał wiecznie i zaczęło brać wysokie kredyty mieszkaniowe, kupować na raty samochody, pralki, lodówki czy niemal obowiązkowe wtedy telewizory nowej generacji o płaskich ekranach. Teraz ponoszą tego konsekwencje.
Z opublikowanego właśnie raportu InfoMonitor Biuro Informacji Gospodarczej wynika, że aż 1,72 mln Polaków ma problem z terminową spłatą zobowiązań, tylko w ostatnim kwartale ogólna kwota przeterminowanych zobowiązań wzrosła o 17 proc. Wniosek jest prosty. Nie warto żyć ponad stan. Ale z drugiej strony można też zrozumieć Polaków. Wiele lat czekaliśmy na czasy, kiedy w naszych sklepach pojawią się podobne produkty jak na Zachodzie. Nic dziwnego, że gdy znalazły się one w zasięgu ręki, sięgnęliśmy po nie, ryzykując nawet przyszłą niewypłacalność.