Fitch był jedyną agencją, która utrzymywała jeszcze wysoki rating tego kraju. W końcu musiał się dostosować do reszty. Poza tym nawet indeksy w Europie nie spadły, a przecież Amerykanie problemami Europy mało się przejmują. Pośrednio jednak ta decyzja Fitch mogła mieć wpływ, bo pomogła w dużym spadku EUR/USD, a przecież silny dolar szkodzi gospodarce USA. Nawiasem mówiąc to, że kurs EUR/USD spadał jeden procent przed decyzją agencji Fitch nie jest według mnie przypadkiem. Na rynki europejskie docierały bardzo dobre informacje makro, a kurs po każdej publikacji spadał. Kto uwierzy, że grający na spadek kursu nie wiedzieli, że decyzja o obniżeniu ratingu zostanie w środę opublikowana?

Nastroje pogarszać mogły (nieznacznie) opublikowane w środę amerykańskie dane makro. Raport o zamówieniach na dobra trwałego użytku był niejednoznaczny, ale ogólna jego wymowa była pozytywna. Zamówienia wzrosły o 0,5 proc. m/m (oczekiwano 0,6 proc.), ale bardziej istotne zamówienia bez środków transportu wzrosły o 0,9 proc. Oczekiwano wzrostu o 0,5 proc. Jedynie raport o lutowej sprzedaży nowych domów był bardzo słaby. Okazało się, że sprzedaż spadła o 2,2 procent - do najniższego poziomu w historii. Oczekiwano wzrostu. Jednak mediana cenowa wzrosła zarówno w stosunku rocznym (5 procent) jak i w porównaniu do poprzedniego miesiąca (6 procent). Trudno uznać takie dane za naprawdę fatalne szczególnie, że jakiś, negatywny, wpływ sroga zima z pewnością miała.

Indeksy giełdowe spadały, czemu trudno się dziwić, jeśli pamięta się o wykupieniu technicznym rynku. W takim stanie każdy pretekst może zachęcić do realizacji zysków, a pretekstów tych było przecież sporo. Jednak na godzinę przed końcem sesji spadki nie były duże, bo trudno uznać za dużą zniżkę o pól procent. Byki usiłowały zredukować skalę spadków, ale były za słabe. Niedźwiedzie jednak też nie zaatakowały i tak dociągnęliśmy bez emocji do końca sesji. Spadek w niczym nie zmienił byczego obrazu rynku.

GPW rozpoczęła środowa sesję od jednoprocentowego wzrostu indeksów. WIG20 znacznie zbliżył się do oporu, ale prawie natychmiast zaczął się osuwać. Powodem było bardzo słabe zachowanie innych rynków europejskich. Dopóki jednak na tych giełdach utrzymywały się niewielkie wzrosty to u nas rynek ciągle jeszcze rósł. Po publikacji styczniowych danych o zamówieniach (klasyczny pretekst) i obniżeniu ratingu Portugalii przez Agencję Fitch, kiedy indeksy w Europie zanurkowały również u nas sytuacja się błyskawicznie zmieniła. WIG20 zabarwił się na czerwono.

Reklama

Od tego momentu na rynku zapanował marazm. Nawet niezłe dane makro docierające z USA nie poprawiły sytuacji. Jednak po rozpoczęciu sesji w USA WIG20 praktycznie wrócił do poziomu z wtorku i dopiero słabe dane z rynku nieruchomości w USA obniżyły indeksy. Trudno jednak uznać spadek o 0,4 procent za poważny. WIG20 rysuje coś, co można nazwać flagą i czeka na okazję do pokonania szczytów. Wystarczy spojrzeć na węgierski BUX, żeby dojść do wniosku jak to się powinno zakończyć