BP wpompowało wczoraj do uszkodzonego szybu naftowego 50 tys. baryłek ciężkiego mułu. Celem operacji jest zmniejszenie ciśnienia wydobywającej się z dnia Zatoki Meksykańskiej ropy. Jak na razie, wszystko wskazuje na to, że metoda „top kill” może okazać się zbawieniem dla koncernu BP, który od kwietnia walczy z katastrofalnym w skutkach wyciekiem ropy. Skażenie środowiska spowodowane plamami ropy unoszącymi się na powierzchni Zatoki jest większe niż po zatonięciu tankowca Exxon Valdez.

„Proces wpompowania mułu do szyby przebiega zgodnie z planem i jest zwieńczony sukcesem. BP będzie kontynuować operację przez następne 24 do 48 godzin. Nie zaprzestaniemy, dopóki będziemy mieć chociaż najmniejszą nadzieję na sukces” - mówił wczoraj na konferencji prasowej Doug Suttles, odpowiedzialny na wydobycie i produkcję w BP.

Pomyślne zakończenie operacji „top kill” może jednak zaowocować jedynie przejściowym zatamowaniem wycieku. „Najwcześniej w piątek lub w sobotę będziemy wiedzieć, czy uszkodzony odwiert został rzeczywiście zatkany” - twierdzi Robert MacKenzie, analityk FBR Capital Markets

Stawka w walce o zatamowanie wycieku ropy jest bardzo wysoka. Katastrofa platformy wiertniczej Deepwater Horizon kosztowała BP do tej pory 850 mln dol., co daje gigantyczną sumę 23 mln dol. dziennie. Dla porównania, przeciętny dzienny zysk koncernu w zeszłym roku oscylował w granicach 45 mln dol. - wynika z szacunków agencji Bloomberg.

Reklama

BP musi tez stawić czoła licznym procesom sądowym, jakie zostały przeciwko niemu wytoczone. Lista roszczeń skierowanych do BP jest niezwykle długa. Przedstawiciele przemysłu rybnego mogą żądać od British Petroleum 2,5 mld dol. odszkodowań. Straty branży turystycznej w regionie Zatoki Meksykańskiej sięgają 3 mld dol. Koszty usuwania wycieku już teraz pochłonęły z budżetu BP ponad 700 mln dol. Najgorszym ciosem dla koncernu będzie jednak utrata bezcennej reputacji.