Warto jednak podkreślić relatywną siłę naszego rynku. Europejskie parkiety były dzisiaj pod wyraźną presją informacji Fitcha czy niepokojących wieści z Hiszpanii, gdzie pracownicy sektora publicznego rozpoczęli 24-godzinny strajk, który może przerodzić się w ogólnokrajowe protesty dobrze nam znane z Grecji. Do dobrych wiadomości nie można było też zaliczyć kolejny rekord wartości złota.

Koło południa rzeczywiście na rynku panowały minorowe nastroje. Z wcześniejszych wzrostów nic nie zostało. Ich motorem były optymistyczne słowa Bena Bernanke o gospodarce USA, które jednak szybko poszły w niepamięć. Zresztą pojawia się coraz więcej analiz o złym wpływie silnego dolara na zyski amerykańskich spółek. Właśnie siłą amerykańskiej waluty tłumaczyć można słabość Wall Street, która zachowuje się jak zagra jej słaba Europa. To niespotykany charakter handlu po drugiej stronie Atlantyku.

Po południa byki jednak wykrzesały w sobie siły na odbicie, które było szczególnie widoczne na warszawskim parkiecie. Wydaje się, że to aktywność kapitału, który przybył nad Wisłę w oczekiwaniu na IPO Taurona. Udało się nawet notować wzrosty, które jednak nie utrzymały się do końca sesji.

Na rynku walutowym nastroje kolejny już dzień były bardziej wyważone. Skoro ustalono już ostatnie szczegóły Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego (specjalny luksemburski fundusz ma emitować obligacje, z których dochód ma być przekazywany państwom „w potrzebie”), to nie było racjonalnych przesłanek pod dalszą wyprzedaż euro. Złoty po południowej słabości również próbował odzyskać nieco utraconego wcześniej gruntu.

Reklama