Większość danych makroekonomicznych z USA w ostatnich miesiącach była całkiem dobra – wskazywała na silne ożywienie. W Europie z kolei mamy raczej do czynienia ze stagnacją gospodarczą. Bardziej pozytywne perspektywy rodzą sie dzięki słabemu euro w Niemczech. Ale dominującym przeświadczeniem przedsiębiorców zarówno w Europie, jak i w USA jest niepewność jutra. Widać to zarówno w pogorszeniu wskaźników wyprzedzających koniunktury, jak i słabych chęciach do inwestowania. Niepewność jutra widoczna jest w decyzjach inwestorów, którzy w obawie o fiskalną sytuację krajów europejskich uciekają od euro, kupując dolary, franki szwajcarskie, jeny. Dominuje awersja do ryzyka – inwestorzy wolą kupować obligacje amerykańskie i niemieckie, w efekcie spadają rentowności obligacji w tych krajach. A rosną lub utrzymują się na wysokim poziomie w krajach leżących na peryferiach Unii. Rynek nie ma pewności, czy to przejściowa zadyszka, czy początek drugiego dna recesji.
Uważam, że mamy do czynienia z korektą. Niepewność jutra wiąże się z obawami o realizację pakietów zmniejszających deficyty budżetowe, niepewnością wyników stress testów banków europejskich, pytaniami o siłę ożywienia. Okres niepewności może trwać kilka tygodni. Po ogłoszeniu wyników stress testów pod koniec lipca przyjdzie czas na reakcje banków i regulatorów. Ważny jest zarówno szacunek niezbędnego zastrzyku dekapitalizującego, jak i reakcja nadzoru i rządów. Rynek obawia się o kształt nowych regulacji w sektorze finansowym, co było widać w nerwowej reakcji rynku na propozycje rządu niemieckiego wprowadzające ograniczenia dla krótkiej sprzedaży. Podobnie rzecz się ma z perspektywą ożywienia gospodarczego. Wskaźniki gospodarcze charakteryzują się ostatnio zmiennością, co nie sprzyja podejmowaniu ryzykownych decyzji inwestycyjnych. Jednak gospodarka europejska, głównie amerykańska, się zrestrukturyzowała. Doszło do redukcji zatrudnienia, spadku cen mieszkań, wzrosły oszczędności Amerykanów, banki zostały dokapitalizowane, rynek finansowy się zdelewarował. Problemem pozostał zbyt wysoki ciężar długów publicznych, które większość krajów chce ograniczać. Na razie oprócz Ameryki. Sądzę jednak, że i na Amerykę przyjdzie niedługo czas. Stąd mój optymizm. Gospodarka z czkawką, ale łapie oddech.
Czas niepewności trzeba przetrwać. Nie podejmować zbyt ryzykownych decyzji, ale też nie byłoby dobrze wstrzymywać się z inwestycjami. To w przypadku inwestycji w gospodarkę realną. Natomiast na rynku finansowym spodziewałbym się wysokiej zmienności. W perspektywie, roku, dwóch lat czeka nas wzrost indeksów i umacnianie walut rynków wchodzących, w tym złotego. Do tego czasu jednak musimy przejść przez falę niepewności. Kraje rozwinięte muszą konsekwentnie wprowadzać reformy fiskalne, co dziś wydaje się bardziej prawdopodobne niż dwa miesiące temu. Po drugie niezbędne jest stworzenie przekonania, że niespodzianki takie jak hiszpańskie cajas się nie wydarzą. I że świat ma sensowny pomysł, jak w nowy sposób regulować system finansowy, nie przeregulowując go jednocześnie. Wtedy będzie dobrze.