Z powodu obaw o perspektywy globalnej gospodarki inwestorzy pompują pieniądze w sektor postrzegany w niepewnych czasach jako bezpieczny. Ponieważ gracze coraz bardziej martwią się groźbą powrotu recesji i możliwością deflacji w USA i w Europie posiadanie obligacji rządowych, nawet przy obecnych niskich rentownościach, ma sens, co sprzyja hossie na tym rynku.
Jednak dla inwestorów – z których wielu boleśnie odczuło pęknięcie spekulacyjnej bańki internetowej w 2000 roku, a potem załamanie się cen amerykańskich nieruchomości w 2007 roku – ryzyko jest realne.

Sygnał ostrzegawczy

Jeżeli zagrożenie deflacją osłabnie albo perspektywy wzrostu gospodarczego się poprawią, inwestorzy, którzy nie trzymają swoich obligacji do momentu zapadalności, poniosą poważne straty kapitałowe.
Reklama
Dla niektórych powrót Rezerwy Federalnej do skupowania amerykańskich papierów skarbowych stanowi sygnał ostrzegawczy, ponieważ Fed będzie utrzymywał rentowności na sztucznie zaniżonym poziomie, co grozi ich gwałtownym skokiem, kiedy bank centralny wróci do bardziej normalnej polityki. – Ostatnie próby stłumienia oczekiwań deflacyjnych przez Fed grożą przyszłą bańką spekulacyjną na rynku obligacji z niemiłymi konsekwencjami zarówno dla stóp procentowych, jak i stabilności rynku finansowego – mówi John Richards, szef strategii rynkowej w Royal Bank of Scotland.
Zakupy Fed zbiegły się w czasie ze słabymi danymi ekonomicznymi. Rentowności 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych spadły do 17-miesięcznego minimum na poziomie 2,54 proc. Jeszcze w kwietniu rentowności tych papierów wynosiły 4 proc. 10-letnie niemieckie Bundy otarły się o rekordowo niski poziom 2,26 proc.

Niepokojące podobieństwa

Te niższe rentowności są napędzane serią słabych danych płynących z USA, a także nastrojów na globalnych rynkach.
– Jeżeli globalną gospodarkę czeka długi okres słabego wzrostu i niskiej inflacji, rentowności obligacji na tym, a nawet niższym poziomie mogą być usprawiedliwione – mówi John Wraith, strateg rynku dłużnego w Bank of America Merril Lynch.
Ponieważ jednak inwestorzy porzucają akcje i lokują środki w obligacje, w tym w obarczone wyższymi rentownościami i bardziej ryzykowne papiery korporacyjne, niektórzy analitycy zwracają uwagę na niepokojącą paralelę z ostatnimi bańkami.
Tobias Levkovich, główny analityk giełdowy w Citi, mówi, że napływ środków do funduszy obligacyjnych od 2009 r. to odwzorowanie w miniaturze pieniędzy, które płynęły na giełdy w szczycie bańki internetowej w 2000 r.
Jednak porównywanie obecnego napływu środków do obligacji z poprzednimi giełdowymi bańkami spekulacyjnymi jest nie na miejscu, twierdzą niektórzy prominentni inwestorzy.
Tony Crescenzi, zarządzający portfelem w Pimco, mówi, że zamożne firmy i amerykański rząd spłacą obligatariuszom ich kapitał w momencie zapadalności, co czyni argument bańki czysto teoretycznym. W poprzednich bańkach wielu posiadaczy akcji spółek internetowych i właścicieli domów straciło na takich inwestycjach większość swojego kapitału.
Ponieważ inwestorzy w obligacje dostaną z powrotem swoje pieniądze w momencie zapadalności, główne ryzyko polega na tym, że ich zwroty nie nadążą za wzrostem kosztów życia w okresie trwania inwestycji.
– Jeżeli nie zakładamy, że wchodzimy w okres zerowej inflacji lub deflacji, posiadacze pięcioletnich obligacji skarbowych będą mieli za pięć lat mniejszą siłę nabywczą niż dzisiaj – mówi Jack Ablin, dyrektor inwestycyjny w Harris Private Bank.

Nieuzasadniony spadek

Inwestorzy wciąż jednak ryzykują swoje pieniądze, szczególnie jeżeli kupują obligacje za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych lub tanio pożyczają pieniądze na rynkach, próbując w ten sposób zwiększyć zwroty.
Fundusze inwestycyjne oceniają swoje aktywa w stosunku do ceny rynkowej i jeżeli obecna hossa na rynku obligacji się załamie, owocując wyższymi rentownościami, wartość aktywów netto funduszu spadnie, skutkując stratami dla inwestorów, którzy kupowali przy obecnych poziomach.
W Europie gwałtowny spadek rentowności wydaje się zdecydowanie nieuzasadniony, biorąc pod uwagę ostatnie dobre dane zarówno z Wielkiej Brytanii, jak i Niemiec. Czwartkowe optymistyczne informacje o brytyjskiej sprzedaży detalicznej i korekta w górę niemieckich prognoz wzrostu mogą wzmocnić pogląd, że tworzy się bańka, ponieważ dane powinny ciągnąć rentowności do góry.