Na warszawskim parkiecie do momentu publikacji danych makroekonomicznych z USA panował skrajny marazm - wahania indeksu WIG20 nie przekraczały kilkunastu punktów, a dodatkowo obroty nawet jak na końcówkę wakacyjnego sezonu były zaskakująco niskie. Po godzinie 15 pojawili się kupujący i podobnie, jak indeksy na zagranicznych rynkach akcji, główne wskaźniki nastrojów na GPW zabrały się za odrabianie strat z pierwszej części tygodnia. Ostatecznie WIG20 wzrósł o 1,2 proc., a na całym rynku obroty podliczono na 1 mld PLN.

Po bliższym zapoznaniu się z danymi o PKB Stanów Zjednoczonych w II kw. br. trzeba stwierdzić, że choć odczyt był lepszy od szacunków, to pesymiści otrzymali sporo argumentów potwierdzających tezę, że największa gospodarka świata ma coraz większe problemy z wychodzeniem z recesji. W porównaniu z publikacją danych za II kw. sprzed miesiąca (dziesiejsze dane były pierwszą z dwóch rewizji odczytu PKB) w dół zrewidowano m.in. zarobki gospodarstw domowych, firmy w mniejszym stopniu przyczyniły się do wzrostu PKB poprzez zwiększanie zapasów, a deficyt handlowy pogłębił się do tego stopnia, że tylko ten jeden czynnik odjął 3,6 proc. wzrostu PKB (najwięcej od czasu monitorowania PKB w USA).

W pierwszym kwartale PKB Stanów Zjednoczonych wzrósł w ujęciu annualizowanym o 3,7 proc., a z pierwotnych danych za II kw. wynikało, że dynamika spowolniła nie, jak dowiedzieliśmy się dzisiaj, do 1,6 proc., lecz do 2,4 proc. Jeśli tak dalej pójdzie, jeszcze w tym roku dynamika PKB USA może spaść poniżej 1 proc., a wówczas Fed nie będzie miał innego wyjścia, jak rozpocząć nową serię strzałów z bazooki, np. poprzez wykup obligacji skarbowych i obniżanie rat kredytów hipotecznych. W piątek, Ben Bernanke, wygłaszając przemowę przed bankierami centralnymi z całego świata stwierdził, że Fed zrobi wszystko, co w jego mocy, by pobudzić gospodarkę do wzrostu. Problem w tym, że po skorzystaniu z niemal wszystkich dostępnych instrumentów w mocy banku centralnego zostało niewiele ponad trzymanie zaciśniętych kciuków w nadziei, że sytuacja na rynku pracy i nieruchomości sama się jakoś poukłada.

Z kontrariańskiego punktu widzenia trudno wyobrazić sobie lepszy moment do kupna akcji z myślą o krótkoterminowych zyskach, ponieważ główne indeksy Wall Street są w okolicy poziomów uznawanych za mocno wyprzedane, a pesymistyczne nastroje przeważają nie tylko wśród analityków i ekonomistów, ale także wśród drobnych inwestorów. Dzisiaj opublikowany został najnowszy odczyt indeksu nastrojów inwestorów indywidualnych, według którego odsetek optymistów oczekujących zwyżek na giełdzie spadł do najniższego poziomu od marca 2009 roku. Jednak optymiści, których takie argumenty przekonują do zakupów akcji, powinni pamiętać, że podobne warunki (tanie akcje) mogą utrzymywać się nie przez kilkanaście dni, ale przez wiele tygodni.

Reklama