Referendum zadowolenia

Grupa 50 czołowych amerykańskich ekonomistów przygotowujących comiesięczny sondaż na temat perspektyw rozwoju największej gospodarki świata jest bezlitosna. Według opublikowanego wczoraj tzw. raportu Blue Chip PKB USA urośnie w tym roku o 2,7 proc. Na pierwszy rzut oka to całkiem niezły wynik. Ekspertów niepokoi jednak fakt, że niemal całkowicie opera się on na mocnym pierwszym półroczu. – Od maja amerykańska gospodarka traci oddech: wygasła część rządowych programów nakręcania koniunktury, więc konsumpcja spada, firmy nie inwestują, w branży budowlanej panuje zastój – czytamy w raporcie Blue Chip. Nieprzypadkowo jego autorzy w ciągu dwóch ostatnich miesięcy musieli obniżyć prognozę amerykańskiego wzrostu o 0,6 pkt proc. Podobny obraz wyłania się z analizy opublikowanej w środę beżowej księgi Rezerwy Federalnej.
Na wskaźniki świadczące o kondycji gospodarczej uważnie patrzą także politycy. Wszystko za sprawą planowanych na początek listopada wyborów do Kongresu (wyłonią one całą Izbę Reprezentantów i jedną trzecią Senatu), w których opozycyjni Republikanie liczą na przejęcie kontroli nad przynajmniej jedną z izb. Sondaże dają im na to szanse, co przyznaje nawet demokratyczny prezydent. – Jeśli wybory staną się referendum na temat zadowolenia z obecnego stanu gospodarki, to nie wypadniemy w nich dobrze – przyznał Obama w emitowanym programie „Good Morning America” telewizji ABC.

Obrońcy biznesu

Reklama
Od kilku tygodni Republikanie robią wszystko, by gospodarka stała się tematem numer 1 listopadowego głosowania. Wypominają Obamie, że 814 mld dolarów wydane na rozkręcanie gospodarki nie przyniosło ożywienia na rynku pracy, a bezrobocie wynosi wciąż prawie 10 proc. – Opozycja coraz wyraźniej stawia się też w roli obrońcy biznesu. Domaga się np. przedłużenia wygasających z końcem roku ulg podatkowych również dla najbogatszych Amerykanów, a nie tylko, jak chce Obama, dla mało i średnio zarabiających – przypomina Robert Kuttner, szef waszyngtońskiego Instytutu Polityki Ekonomicznej. Demokraci z kolei próbują przekonywać, że obecny kryzys ma swoje korzenie w grzechach poprzedniej administracji George’a W. Busha.

>>> Czytaj też: Barack Obama planuje inwestycje infrastrukturalne za 50 mld dolarów

Mapa gospodarczych trendów USA

Zadyszka na uprzemysłowionym Zachodzie, ożywienie na nastawionym na surowce Południu i biedniejszym Środkowym Wschodzie – takie wyniki przynosi najnowsza beżowa księga Rezerwy Federalnej. Dokument, na który składają się raporty z 12 tworzących Fed regionów USA, pozwala stworzyć mapę tego, jak rozwija się w ostatnich trzech miesiącach największa gospodarka globu. Rezultat jest zaskakujący. Dołuje na przykład metropolitalny region Nowego Jorku, gdzie załamał się rynek nieruchomości, bo nie ma chętnych ani do ich kupowania, ani wynajmowania przestrzeni biurowych.
Niewiele lepiej jest w przemysłowym regionie Chicago, gdzie maleje produkcja, a sytuację ratuje tylko nastawiony na eksport do Azji przemysł ciężki. Przyzwoicie radzi sobie też słynący z prężnych stalowni obszar Cleveland. Jednak najlepsze wyniki notują dotychczasowi maruderzy, na przykład środkowowschodni region St. Louis wytwarzający najprostsze, ale dobrze sprzedające się w kryzysie towary, takie jak mydło czy szkło. Podobnie jest na Południu (na przykład w Teksasie), które ciągnie w górę prężny sektor energetyczny.