Najbogatszy człowiek Hongkongu dobrze pamięta, co jest jego największą słabością. Li Ka-Shing nie ma wykształcenia. Od lat więc funduje programy edukacyjne i dokłada się do budowy szkół, głównie w biednych regionach Chin. To niejedyny jego cel: poprzez dobroczynność chce zaszczepić wśród rodaków od dawna zapomnianą, jak to sam określa, kulturę dzielenia się. To dlatego na początku sierpnia ogłosił, że 1/3 majątku przeznaczy na działania swojej fundacji dobroczynnej.
– Prawdziwe bogactwo nie oznacza tylko posiadania pieniędzy. Prawdziwie bogaci jesteśmy wtedy, gdy stajemy się częścią społeczeństwa i używamy posiadanych pieniędzy do poprawy jakości życia innych – powiedział przed laty Li Ka-Shing. 82-letni dziś biznesmen całe życie pozostaje wiernym swoim słowom: choć nie najbogatszy spośród chińskich miliarderów, jest z nich najhojniejszy. Filantropię nazywa swoim trzecim synem (ma dwóch – Victora i Richarda). – To człowiek starej daty. Nie ma w nim tej zachłanności na pieniądze, jaka cechuje nowych chińskich bogaczy – mówi „DGP” Nicole Cantora z brytyjskiego Overseas Development Institute.

Imperium sztucznych kwiatów

W jego posiadaniu jest niemal wszystko, co można napotkać w Hongkongu. Rozwija też biznes w Rosji i Kanadzie. Majątek Li Ka-Shinga, prezesa Cheung Kong Group, magazyn „Forbes” oszacował na 21 mld dol. (14. miejsce na liście najbogatszych ludzi świata). Tak wielkich pieniędzy dorobił się sam. – Nie jestem szczęściarzem. Musiałem naprawdę ciężko pracować, by osiągnąć wszystko, co teraz mam – mówił w jednym z wywiadów. W wieku 15 lat – tuż po śmierci ojca, który przeniósł rodzinę z Chin do Hongkongu – musiał porzucić szkołę i pójść do pracy. Przez kilka lat po 16 godzin dziennie produkował plastikowe kwiaty.
Reklama
W 1950 roku z pracownika zamienił się w przedsiębiorcę. Dzięki odłożonym pieniądzom i pożyczce od rodziny uruchomił firmę, która produkowała... sztuczne kwiaty. Był w tym tak dobry, że szybko stał się najbardziej pożądanym dostawcą plastikowego piękna w Azji. Wkrótce udało mu się nawet podbić Amerykę. I na sztucznych kwiatach zarobił pierwsze miliony.
Osiem lat później plastikowy biznes przestał już mu wystarczać. Zainteresował się nieruchomościami, bankowością, potem transportem morskim i lotniczym, energetyką, w końcu handlem. Prawdziwie ogromne pieniądze zaczął zarabiać po otwarciu się Chin na świat. Pomnożył majątek dzięki boomowi na tamtejszym rynku nieruchomości. Dostrzegł też, że Chińczycy mają coraz więcej pieniędzy, które chcą wydawać, otwierał więc sklepy z markowymi przedmiotami. Nie bał się inwestować w nowe technologie i dziś ma udziały w firmach telefonii komórkowej, jest dostawcą internetu, za 120 mln dol. kupił akcje Facebooka, najpopularniejszego portalu społecznościowego świata. Dziś w Hongkongu nie ma praktycznie branży, w której nie miałby udziałów.
W ostatnich latach dokonał kilku potężnych i strategicznych inwestycji. Dzięki nim kontroluje kanadyjską firmę Husky Energy Inc., która ma prawa do bogatych złóż gazu ziemnego pod dnem Morza Południowochińskiego. Za 100 mln dol. kupił także udziały w rosyjskim Rusalu, największym na świecie producencie aluminium. Kilka tygodni temu Li Ka-Shing, nazywany supermanem oraz najpotężniejszym człowiekiem Azji, postanowił zainwestować w Europie. Lekką ręką wyłożył 9 mld dol., by odkupić od przeżywającej finansowe kłopoty państwowej francuskiej firmy EDF jej udziały w brytyjskiej energetyce. To aż o 45 proc. więcej niż Electricite de France spodziewało się uzyskać ze sprzedaży.
Mimo ogromnego majątku cały czas ma w pamięci chude lata, których doświadczył w młodości. Do tej pory przeznaczył ponad 4 mld dol. na cele charytatywne. Zaś na początku sierpnia – kilka dni po apelu Billa Gatesa i Warrena E. Buffeta do amerykańskich miliarderów o oddanie co najmniej połowy swoich majątków na cele dobroczynne – ogłosił, że na działalność założonej przez siebie fundacji przekaże 1/3 swoich pieniędzy.
Gros tej kwoty zostanie przeznaczone na szkoły oraz uniwersytety. – Dobry system oświaty ma kluczowe znaczenia dla rozwoju każdego narodu – to jego niezmienna dewiza. Li Ka-Shing jest zainteresowany promowaniem przede wszystkim tak pogardzanego przez Konfucjusza handlu i nowych technologii. Ufundował centrum badawcze nad nowymi technologiami internetowymi przy pekińskim uniwersytecie Tsinghua, w Hongkongu założył wyższą szkołę handlu. W 2005 roku wspomógł 129 mln dol. University of Hong Kong.
Nie zapomina o ubogich rejonach zachodnich Chin, do których nie docierają pieniądze z boomu związanego z gwałtownym rozwojem kraju, bo wszystkie największe centra finansowo-handlowe znajdują się na wschodnim wybrzeżu. Buduje szkoły podstawowe i średnie, zapewnia im dostęp do internetu, funduje pensje dla nauczycieli.

Datek na zdrowie

Bardzo ważnym dla niego polem działania jest ochrona zdrowia. To też efekt przeżyć z dzieciństwa, bo ojciec Li Ka-Shinga zmarł na gruźlicę
W ramach rozpoczętego w 1998 roku programu „Ning Yang” uruchomił opiekę nad osobami chorymi na raka: opłaca wizyty lekarzy, leki, pomoc psychologiczną. Dziś pod jego opieką znajduje się ponad 40 tys. osób, głównie z biedniejszych regionów kontynentalnych Chin. Z kolei w latach 2000 – 2005 realizował program pomocy niepełnosprawnym dzieciom: kalekim kupował sztuczne kończyny, głuchym i niewidomym zapewniał przeszkolenie mogące pomóc w zdobyciu pracy.
Przez te wszystkie lata próbował też poprzez filantropię zaszczepić u rodaków kulturę dzielenia się – zachęcał ich do dobroczynności i zachowania umiaru w okazywaniu bogactwa. Tu poniósł jednak sromotną porażkę – kapitalizm XXI wieku nie zwraca w Azji na razie uwagi na dzielenie się.

Jedna porażka

Najbardziej drastyczny przykład pochodzi sprzed kilkunastu dni. 29 września w Pekinie jest organizowany uroczysty bankiet, na którym Bill Gates oraz Warren E. Buffet mieli się spotkać z chińskimi miliarderami. Na ich zaproszenie odpowiedziało do tej pory jedynie... 2 z 50 zaproszonych bogaczy. Nieoficjalnie organizatorzy mówią, że nowobogaccy z Państwa Środka obawiają się, iż podczas kolacji będą się czuli w obowiązku przekazać część majątku na cele charytatywne. Doszło do tego, że Gates i Buffet wystosowali specjalne oświadczenie, w którym zapewnili, że w trakcie spotkania nie będzie prowadzona żadna zbiórka na cel dobroczynny. „Z pewnością nic takiego nie nastąpi. Chińskie doświadczenia, także te w dziedzinie filantropii, są całkowicie inne niż nasze” – napisali.
Li Ka-Shing pozostaje w swojej wizji świata niewzruszony. Od lat nosi ten sam tani zegarek Seiko, a jego znakiem rozpoznawczym są okulary w starej i ciężkiej oprawie. – Jestem bardzo oszczędny, bo cały czas pamiętam dzieciństwo. Prawie nic nie wydaję. Nawet do fryzjera chodzę co trzy miesiące i strzygę się jak buddyjski mnich – opowiada. I dodaje, że oszczędność jest receptą na sukces w biznesie.