Obecny kapitalizm nie bierze jeńców i niszczy konkurencję gdzie tylko może. To mit, że wolny rynek zawsze działa w sposób racjonalny. Trzeba ostro przewietrzyć zepsuty światek wielkich korporacji – to nie fragmenty „Kapitału” Karola Marksa, lecz główne tezy wczorajszego wystąpienia Vince’a Cable’a, brytyjskiego ministra ds. biznesu, który w nowym konserwatywno-liberalnym rządzie odpowiada m.in. za reformę sektora finansowego.

Ministrem targają emocje?

Programowe przemówienie 67-letniego liberała, który zawsze słynął z tego, że mówi to, co myśli, wywołało w Wielkiej Brytanii prawdziwą burzę. Jak jeden mąż skrytykowali Cable’a przedstawiciele wielkiego brytyjskiego biznesu i londyńskiego centrum finansowego City. – Ministrem targają niebezpieczne emocje – komentowali przedstawiciele zrzeszającej największych brytyjskich pracodawców grupy CBI.
Cable, który jest w koalicyjnej partii Liberalnych Demokratów drugą postacią po wicepremierze Nicku Cleggu, nie zważa jednak na taką krytykę. – Nie jestem marksistą – odpowiadał wczoraj swoim adwersarzom. – Uważam jednak, że wielkie korporacje, a zwłaszcza banki, nie mają prawa mówić „co dobre dla nas jest też dobre dla kapitalizmu”. Jego zdaniem liberalna probiznesowa postawa oznacza coś więcej niż tylko wychodzenie naprzeciw interesom potężnego City. – Trzeba pamiętać o małym biznesie, który jest uzależniony od kredytów z dużych banków, a także o konsumentach i o udziałowcach, których interesy giną w trakcie ryzykownych spekulacji sektora finansowego. Tego właśnie uczy nas lektura ojca liberalizmu Adama Smitha – przekonywał Cable.
Reklama

Pan od podatku

Słowa ministra są o tyle istotne, że to właśnie on (do spółki z torysowskim sekretarzem skarbu George’em Osborne’em) przygotowuje propozycje kluczowych reform gospodarczych w Wielkiej Brytanii. Od niego zależy na przykład, jak będzie w praktyce wyglądał podatek bankowy, na który gabinet Davida Camerona dał zielone światło już w czerwcu. – Chcemy, by nie służył tylko dostarczaniu nowych środków do budżetu, ale także ograniczył skłonność bankowców do niepotrzebnego ryzyka i zmusił ich do polepszenia warunków udzielania pożyczek dla small businessu – uważa Cable.
Wszystkie te propozycje to kolejny dowód, że nie ma szans, by wraz z powrotem torysów po 13 latach do władzy na Downing Street wrócił neoliberalny duch w wydaniu Margaret Thatcher. – Uderzanie w wielki biznes i banki jest próbą osłodzenia wyborcom bolesnych cięć budżetowych – mówi „DGP” David Runciman, politolog z uniwersytetu w Cambridge.
Downing Street kontra londyńskie City
Rząd Davida Camerona i Nicka Clegga podjął wiele działań wymierzonych w interesy wielkiej finansjery. Zapowiedział opodatkowanie od nowego roku banków i kas budowlanych o aktywach przekraczających 20 mld funtów. Podatek ma przynieść 2,5 mld zysku rocznie. Downing Street rozważa też przedłużenie ustanowionego jeszcze przez laburzystowskich poprzedników nadzwyczajnego 50-proc. podatku od bankowych premii przekraczających 25 tys. funtów (co wczoraj lansował Cable). Rząd przymierza się też do uchwalenia takich ustaw, które ułatwią akcjonariuszom spółek giełdowych wpływanie na wysokość pensji płaconych kadrze menedżerskiej. RW