Robiłam wszystko, by podnieść tę kwestię, ale każda dyskusja przebiegała w ten sam sposób: niektórzy studenci twierdzili, że wszyscy powinniśmy "postępować należycie." Osobnicy ci dzielili się zwykle na dwie grupy: tych, którzy mówili to, co ich zdaniem chciano usłyszeć, oraz takich, którzy naprawdę chcieli wierzyć, że są zdolni stać się etycznymi ludźmi biznesu.

>>> Raport: Ranking uczelni FT

Była też jeszcze jedna grupa, która uważała, że zajęcia te są ćwiczeniem z politycznej poprawności. Bo co niby miało to wspólnego z nauką o tym, jak osiągać sukcesy? Byli cyniczni i nieraz nieco urażeni: jakim prawem szkoła biznesowa wygłasza im kazania?

W takim stanie rzeczy, i w połączeniu z faktem, że reszta kadry naturalnie nie chciała wnikać w to, iż studenci zachowują się w naiwnie autodestrukcyjny sposób, dyskusja na temat etyki była daleka od inspirującej.

Reklama

Zajęcia zwykle opierały się na rozstrzyganiu drażliwych dylematów: takich, które określaliśmy jako "dobro przeciwko dobru," choć często sprowadzały się one bardziej do poszukiwania mniejszego zła. Studenci, którzy obstawali przy "etycznym" stanowisku, często wydawali się być mniej wyrafinowani; sposobem, by pokazać, że jest się bardziej zaradnym życiowo było argumentowanie, iż konkurencyjny rynek nie pozwala na wyrachowaną moralność - czy nawet bardziej inteligentnie - że to źle być takim egoistą, który przedkłada swoje własne sumienie nad dobro firmy i akcjonariuszy. Wydawało się, że pomimo dobrych intencji wydziału, zajęcia te były farsą i wątpiłam w ich sens.

Ale potem zdałam sobie sprawę, że fotografowani w kajdankach absolwenci MBA byli zwykle tymi, którzy wikłali się w jednoznaczne przestępstwa, a nie te z gatunku dobro przeciwko dobru; ich przewinienia były nie tylko nieetyczne, ale i niezgodne z prawem. I zastanawiałam się, czy kładziony przez nas nacisk na rozróżnianie dobra od zła nie przyczynił się przypadkiem do stworzenia swego rodzaju "szkoły skandalu." Studenci ćwiczyli przecież czyste racjonalizowanie, które prowadziło ich przede wszystkim do pytania, czy etyczne postępowanie było w ogóle możliwe lub słuszne. To właśnie ten tok rozumowania sprowadził później niektórych z nich na manowce.

Czy zadawaliśmy niewłaściwe pytania? Czy nie powinniśmy byli zachęcać studentów do zastanawiania się, jak postępować w sposób etyczny i zgodny z prawem raczej niż czy takie postępowanie jest możliwe (lub zyskowne)? Co byłoby, gdybyśmy zwrócili uwagę na to, jak w przeszłości ludzie korzystali na tym, że udawało im się postępować zgodnie z ich zasadami w miejscu pracy? A gdybyśmy poprosili studentów, by opracowali plany działania i "scenariusze" tego, co zrobiliby i powiedzieli w okolicznościach skłaniających do nieetycznego postępowania? Moglibyśmy im wtedy kazać odegrać te scenariusze jako ćwiczenie grupowe. Studenci dowiedliby swego wyrafinowania za pomocą najbardziej prawdopodobnych argumentów i metod dokonania czegoś na pozór niemożliwego - postępowania w zgodzie ze swymi największymi wartościami w miejscu pracy.

Wystarczy pomyśleć, co mogłoby się wydarzyć w BP, gdyby pracownicy tego koncernu nie tylko wiedzieli, co należy zrobić (wiadomo, że było wśród nich więcej niż jeden inżynierów, którzy próbowali głośno mówić o łamaniu zasad bezpieczeństwa), ale także, jak zrobić to skutecznie.

To nie jest rewolucyjny pomysł. Sprowadza się do tego, by nauczyciele prosili studentów, a liderzy biznesu swych pracowników, by dzielili się spostrzeżeniami, krytycznym myśleniem oraz innowacyjnymi pomysłami na temat tego, jak należy słusznie postępować.

Wiemy, że wśród bohaterów historii biznesu znaleźli się tacy, którzy dokonali czegoś, co wcześniej wydawało się niemożliwym. Zachęcajmy studentów, by wnosili tę samą pasję i ducha przedsiębiorczości w budowę gospodarki napędzanej wartościami.

Doktor Mary C. Gentile jest autorką "Giving Voice to Values: How to Speak Your Mind When You Know What’s Right (Yale University Press") i kierownikiem programu “Giving Voice to Values”oraz Senior Research Scholar w Babson College.