W Polsce jest 2,5 tys. gmin i nie każda ma szansę na wielkie albo nawet średnie inwestycje. Jaka jest recepta na sukces?
Na powodzenie składa się wiele czynników. Wśród najważniejszych wskazałbym osobę lidera, powinien nim być prezydent, burmistrz lub wójt.
Nie infrastrukturę?
Oczywiście uwagę inwestorów przyciąga atrakcyjność gmin, a ta najczęściej zależy od poziomu inwestycji własnych w infrastrukturę. Gminy, które się nie rozwijają, nie mają szans na sukces. Gminy nagradzane w konkursie Gmina Fair Play inwestują często ponad 30 proc. swojego budżetu. Niektóre wygrały los na loterii, bo z racji lokalizacji w pobliżu węzłów komunikacyjnych automatycznie rośnie ich atrakcyjność.
Reklama
Mszczonów ma w pobliżu obwodnicę aglomeracji warszawskiej, a w 2012 r. będzie mieć autostradę A2. To przykład gminy skazanej na sukces?
Nie. W pobliżu jest przecież wiele innych gmin, które nie potrafiły dostrzec tej szansy, którą wypatrzył Mszczonów. Bez zdecydowanego działania samorządu niewiele można zdziałać. Lider potrafi skupić wokół siebie i zmobilizować ludzi do działania. Wśród nagradzanych przez nas prezydentów, burmistrzów i wójtów często mamy osoby charyzmatyczne.
Jak w przyciąganiu inwestycji mogą pomóc mieszkańcy?
Ludzie tworzą dobry klimat. Nie protestują powodowani lękami, ale chcą z inwestorem współpracować, np. dostosowując swoje kwalifikacje do jego potrzeb.
Gminy nie powinny również zapominać, że przedstawiciele inwestora, często ściągnięci z dużych aglomeracji, przez kilka lat albo i dłużej będą mieszkać w miejscu prowadzenia interesów. Oni chcą mieć na miejscu rozrywkę, rekreację, gastronomię. To też jest istotne.
Czy zdarzało się, że złe podejście do inwestora mimo obiektywnych atutów gminy spowodowało jego odwrót?
Kiedyś tak. Jeszcze w badaniach z połowy lat 90. XX w. firmy, które podjęły decyzję o nieumieszczaniu w Polsce swoich inwestycji, jako pierwszy powód podawały niechęć pracowników prywatyzowanego zakładu. Na drugim miejscu było roszczeniowe nastawienie władz gminy, które uważały, że to zadaniem bogatego inwestora jest wyręczanie samorządów. Takie próby naciągania budziły ogromne zdziwienie. Obecnie to już przeszłość.
Wielkie inwestycje światowych koncernów to raczej rzadkość. Jak gminy walczą o pozyskanie znacznie mniejszych inwestorów?
Gminy już zrozumiały, że wielkie inwestycje potrzebują wielkiej infrastruktury, a nie wszystkie ją mają. Zaczęto więc dostrzegać możliwości inwestorów polskich, średnich, dynamicznie rozwijających się firm. Bardzo często firma zatrudniająca 150 – 200 osób jest już uznawana za atrakcyjną. Warto to robić. Kobierzyce, Lesznowola, Mszczonów pokazują, że ściągnięcie jednej inwestycji ciągnie za sobą kolejne.
Jak szukać inwestorów?
Wszyscy, którzy odnosili sukces jeszcze w latach 90. działali niekonwencjonalnie. To już dziewiąta edycja konkursu Gmina Fair Play. I tak jak podczas pierwszej edycji nowością były centra obsługi inwestora, tak obecnie jest to absolutny standard. Trzeba ustalić, kto w ogóle chce inwestować. Pomaga w tym przeglądanie programów działania firm, ich strategie. Dobrym miejscem na pierwszy kontakt są targi inwestycyjne. I tutaj ważna sprawa: w bezpośrednim dotarciu do inwestorów najbardziej liczy się kontakt osobisty. Szalenie ważne jest, żeby robiły to czołowe osoby gminy – prezydent, burmistrz czy wójt.
To nie jest łatwe, bo liderzy w gminach muszą zmagać się z opinią, że kontakty z inwestorami są korupcjogenne. To jest myślenie, które powoduje najwięcej szkód. Bez osobistego kontaktu, oczywiście w pełni transparentnego, gminy nie będą w stanie nawiązać z inwestorem skutecznych relacji.
Czy barierą nie jest słaba znajomość języków?
Na szczęście nie ma już takich gmin, w których nikt nie porozumiewa się w obcym języku.
Czy są gminy, które nie chcą już u siebie inwestorów?
Zdarzają się takie przypadki, ale ten przesyt jest pozorny. Przecież każdy nowy inwestor to nowe miejsca pracy, a nie ma gmin z zerowym bezrobociem.
ikona lupy />
Uwagę inwestorów przyciąga atrakcyjność gmin, a ta najczęściej zależy od poziomu inwestycji własnych w infrastrukturę. Gminy, które się nie rozwijają, nie mają szans na sukces - mówi Mieczysław Bąk, prezes Fundacji Instytut Badań nad Demokracją i Przedsiębiorstwem Prywatnym. / DGP