GOSPODARKA

Prezesi Rezerwy Federalnej, przed posiedzeniem zaplanowanym na 2 i 3 listopada, zastanawiają się nad przyszłym kształtem polityki monetarnej. Kolejna tura „ilościowego luzowania” wydaje się być już właściwie przesądzona. Pojawiają się jednak głosy, że amerykańska gospodarka znajduje się w tzw. „pułapce płynności”, co oznacza, że dalsze działania banku centralnego polegające na zwiększaniu podaży pieniądza nie są już w stanie skutecznie stymulować koniunktury. Decydenci polityki pieniężnej zaczynają coraz bardziej obawiać się deflacji, czyli spadku cen. W USA wzrastają oczekiwania deflacyjne, które mogą okazać się samospełniającą przepowiednią.

Deflacja może okazać się zabójcza dla Stanów Zjednoczonych z kilku powodów. Po pierwsze, skłania do odraczania w czasie zakupów. Po drugie, oznacza wyższy koszt kredytu w ujęciu realnym. Te dwa czynniki mogą negatywnie wpłynąć na popyt konsumpcyjny, który jest bardzo potrzebny do podtrzymania ożywienia gospodarki. Po trzecie wreszcie, deflacja przyczynia się do „dewastowania” inwestycji finansowanych długiem. Jeżeli wartość takiej inwestycji spada, to udział kapitału własnego w wartości aktywa obniża się ze zwielokrotnioną siłą. Dotyczy to przede wszystkim cen nieruchomości, które co prawda nie są brane pod uwagę przy obliczaniu inflacji, ale oczekiwania deflacyjne mogą także wpłynąć na dalszy spadek ich wartości. Na skutek wzrostu relacji kredytu do wartości zabezpieczenia (LTV) w kłopotach mógłby znowu znaleźć się sektor bankowy w USA. Dlatego też wśród decydentów Fed pojawiają się opinie, że oprócz kontynuowania ilościowego luzowania, amerykański bank centralny powinien silniej wpływać na kształtowanie się oczekiwań inflacyjnych. Według niektórych obserwatorów może to oznaczać, że Rezerwa Federalna przyjmie określony poziom inflacji, jako cel swojej polityki pieniężnej.

Zupełnie inny problem związany z polityką pieniężną ma Narodowy Bank Polski. Wzrost cen we wrześniu przyśpieszył do poziomu środka przedziału celu inflacyjnego NBP. Rok do roku ceny koszyka dóbr uwzględnianego przy obliczaniu indeksu inflacji wzrosły o 2,5%. To więcej niż przewidywali analitycy (oczekiwano 2,3%) i sporo więcej niż dane z ostatnich dwóch miesięcy (2%); a do końca roku oczekiwane jest dalsze zwiększanie się dynamiki wzrostu cen. Po tej publikacji wzrosły oczekiwania rynku na szybszą podwyżkę stóp procentowych. Niektórzy analitycy prognozują nawet podniesienie stopy referencyjnej już na najbliższym posiedzeniu decyzyjnym RPP, które odbędzie się 26 i 27 października. Szybka podwyżka stóp wcale jednak nie jest taka pewna. Za wzrost inflacji odpowiadają przede wszystkim ceny żywności, które z kolei zależą w dużym stopniu od trendów na rynkach surowców, a nie od wewnętrznej polityki pieniężnej. Ostatnio mieliśmy do czynienia ze znacznymi zwyżkami kursów produktów rolnych na światowych giełdach towarowych. W środę opublikowany zostanie wskaźnik inflacji bazowej (inflacji nie zawierającej cen żywności i energii), który z pewnością da lepszą wskazówkę co do najbliższych decyzji RPP.

Reklama

TRENDY

Spodziewane kontynuowanie luzowania polityki pieniężnej w USA sprzyja kierowaniu się globalnego kapitału tam, gdzie wyższe są stopy procentowe a parametry makroekonomiczne wskazują na praktycznie niezagrożony wzrost koniunktury oraz stabilne finanse publiczne. Na tle państw rozwiniętych rynki wschodzące od dłuższego już czasu bardzo zyskują na atrakcyjności. Giełdy kilku państw zaliczanych do kategorii emerging markets znajdują się już ponad szczytami notowanymi przed wybuchem światowego kryzysu finansowego. Wzmocnieniu ulegają też waluty tych krajów. Na tej tendencji powinny skorzystać też notowania polskich akcji.

W skali tygodnia główne indeksy warszawskiej giełdy może nie przyniosły spektakularnych zwyżek (WIG20 wzrósł o 1,7% a WIG o 1,3%), ale i tak te wzrosty pozwoliły na zanotowanie nowych rekordów trwającego trendu wzrostowego. Złoty umocnił się w stosunku do wszystkich ważniejszych walut, w tym także w relacji do środków płatniczych największych państw zaliczanych do rynków wschodzących. Znaczna część tej aprecjacji to reakcja na niespodziewanie wysoki odczyt wskaźnika inflacji i spodziewane przez to szybsze podwyżki stóp. Szybszy wzrost cen konsumpcyjnych nie sprzyjał natomiast polskim obligacjom, których rentowności wzrosły (kursy spadły), mimo, że tendencje w grupie emerging markets były raczej odwrotne. Wyższa inflacja nie powinna zagrozić notowaniom akcji. Dla tego obszaru rynku finansowego ważniejsza raczej nadal będzie możliwość dalszego luzowania polityki pieniężnej w USA, co z kolei najprawdopodobniej wiązać się będzie z kontynuacją napływu nowego kapitału na rynki wschodzące. Poza tym trudno jeszcze w tym wzroście inflacji dopatrywać się już znamion przegrzania gospodarki. Raczej daleko nam jeszcze do tej fazy cyklu gospodarczego.

RYZYKO

VIX, czyli nazywany indeksem strachu, wskaźnik zmienności chicagowskiej giełdy opcji, spadł w piątek do poziomu 19 punktów. Indeks ten odzwierciedla implikowaną, czyli wyliczoną z notowań opcji, przyszłą zmienność poziomu indeksu S&P 500. Poziom 19 punktów znajduje się poniżej długoterminowej średniej dla tego wskaźnika i jest to notowanie najniższe od kwietnia bieżącego roku. To ostatni porównanie może jednak trochę niepokoić, bo właśnie od takiego uspokojenia nastrojów inwestorów, w kwietniu rozpoczęła na światowych rynkach akcji trwająca niemal 3 miesiące korekta spadkowa. W żadnym wypadku nie jest to oczywiście wystarczający powód, aby spodziewać się odwrócenia trwającej obecnie tendencji wzrostowej. Niemniej warto pamiętać, że na giełdzie należy zachować największą czujność właśnie w tych momentach, gdy większość inwestorów czuje się komfortowo.