Ostatni ranking „Doing Bussines 2011” pokazał prawdziwy obraz polskich regulacji, z jakimi muszą zmagać się pracodawcy. 70 miejsce na 183 badane kraje powinno dawać do myślenia. Stojąc obok Premiera Czech (kraju który przeskoczył z 82 na 19 pozycję) Pan Premier Tusk przyznał się, że jego rząd przegrał batalię z własnymi urzędnikami i posłami o zniesienie pozwolenia budowlanego (dającego Polsce w tej kategorii 143 pozycję).

Polskie państwo jest źle urządzone. Na pozór wszystko wygląda tak, jak w innych krajach. Ale wiele struktur czy procesów decyzyjnych jest skażone „polskim wkładem” w teorię zarządzania. Nie ma więc co się dziwić, że nie działa, tak jak w innych krajach. Tam gdzie Europa szuka mądrości w zespołach, my stawiamy na indywidualizm. W miejsce ekonomistów badających sytuację na danym rynku wstawiamy prawników pilnujących przestrzegania przepisów. Tyle, że rynek to nie same przepisy. Tam, gdzie jest współpraca i porozumienie z biznesem, nasi urzędnicy wprowadzają administracyjne nakazy i zakazy. Bo polski urzędnik wie lepiej.

Szczególne, moim zdaniem, miejsce na mapie polskich problemów z jakością państwa zajmują 3 organy odpowiadające za regulację ważnych obszarów działania państwa i konkretnych rynków – Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, Urząd Komunikacji Elektronicznej i Urząd Regulacji Energetyki. W ostatnich miesiącach urzędy te podejmowały lub są w trakcie podejmowania wielu strategicznie ważnych decyzji, a sposób w jaki to czynią woła w kilku przypadkach o pomstę do nieba. Łączy je także ułomna, moim zdaniem konstrukcja i absolutne przekonanie części elit politycznych o konieczności trwania obecnego stanu. A zmiany są konieczne.
Każdy z trzech przywołanych przeze mnie urzędów kierowany jest przez jednoosobowe kierownictwo, zwane Prezesem. Założeniem ustawodawcy miała być efektywność i szybkość podejmowania decyzji. Sprawdziłem, w jaki sposób są zorganizowane organy regulacyjne w kilku krajach – w Niemczech, Francji, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii.

I co się okazało? Poza Niemcami na poziomie federalnym w zakresie telekomunikacji, wszystkie inne organy w tych krajach, zajmujące się trzema interesującymi nas obszarami, są organami kolegialnymi. W różnym stopniu, w różny sposób umiejscowione w strukturach administracyjnych, ale decyzje podejmują grupy osób. Dlaczego? W dzisiejszej rzeczywistości gospodarczej każda decyzja przekłada się na zyski lub straty idące w miliardy złotych. Warto, aby była gruntownie zbadana i przemyślana. Nie ma miejsca na osobiste animozje, czy preferencje. Pojedyncza osoba, choćby była alfą i omegą musi od czasu do czasu popełnić błąd. Jak każdy człowiek. Po to właśnie Europa tworzy organy kolegialne, aby błędy poszczególnych członków zespołu korygować. Pomijam sytuację patologiczną, która ma miejsce w przypadku Prezesa URE pozostającego w stanie dymisji od miesięcy. Jak można oczekiwać od takiego urzędnika efektywnej pracy i planowania działań?

Reklama

Nie ma wątpliwości, że zapóźnienie Polski we wdrażaniu cyfrowych technologii (będziemy ostatnim krajem unijnym, który tego dokona) jest zasługą chaosu regulacyjnego i sporów między Prezesem UKE i Krajową Radą Radiofonii i Telewizji. Coś, co mogło być źródłem dodatkowych dochodów dla budżetu i sferą aktywności przedsiębiorców jest wciąż przedmiotem urzędniczych narad i spotkań. Od ponad 10 lat. W przypadku przetargu na telewizję mobilną UKE podjęło decyzję oddania prowadzenie tego ryzykownego biznesu małej spółce, odrzucając ofertę spółki stworzonej przez 4 operatorów komórkowych. Zwycięzca będący monopolistą otrzymał niespodziewane wsparcie od UOKIK. Urząd bada, czy aby nie doszło do zmowy, mimo iż sam się zgodził na powołanie spółki operatorów. Błędy jednego Urzędu próbuje prostować drugi.

I kolejna sprawa – przed UOKiK trwa postępowanie dotyczące zgody na przejęcie Energi przez PGE. Ale opinia publiczna zna już werdykt urzędu. Doktor praw, Prezes Urzędu od miesięcy mówiła, że zgody nie da. W ten sposób naruszała zapisy Kodeksu Postępowania Administracyjnego, gwarantującego bezstronność urzędu i nie wypowiadanie się w sprawie przed wypełnieniem całej procedury. W trakcie posiedzenia komisji sejmowej, na pytanie posła Kłopotka dlaczego ogłaszała swoją decyzję zanim strona złoży wniosek, odpowiedziała, że jej KPA nie obowiązuje, podlega tylko ustawie. To, że się myliła, to mniej ważne. Ale, że w wyniku braku elementarnej wiedzy na temat rynku energetycznego może podjąć złą decyzję dla polskiej gospodarki, to już zupełnie inna sprawa. Za jej „pewność” zapłacimy my, podatnicy. Lub akcjonariusze i klienci firm, na które nakłada absurdalne kary, jak to miało ostatnio miejsce w stosunku do Ery GSM. Za co Pani Prezes karze płacić tej firmie 123 miliony złotych? Za to, że jej urzędnicy którzy przyszli na kontrolę czekali 50 minut na spotkanie z Prezesem. Każda minuta za ponad 2 miliony złotych. Ile minut muszą „wygadać” klienci Ery, żeby zebrać takie pieniądze? Jaką karę powinno zapłacić Państwo za lata oczekiwania na decyzje administracyjne czy wyroki sądowe? Pani Prezes, pora wrócić na ziemię. Większych zdjęć w gazetach nie dadzą, a odszkodowania za nieuzasadnione decyzje mogą być bolesne. Choć znów zapłaci kto inny.

Obie Panie Prezes łączy jedno – szczególnej troska o swoją obecność w mediach. Nie wystarczy jednak dobra sesja zdjęciowa albo krwisty wywiad chętnie cytowany w mediach. Oba Urzędy mają olbrzymi wpływ na to, co się dzieje na rynku, na przyszłość firm, ich pracowników i partnerów biznesowych. Od nich zależy wiarygodność Polski w oczach inwestorów krajowych i zagranicznych. Nie można zatem zgadzać się, by kierujący nimi urzędnicy - nawet najwyższego szczebla – podejmowali ważne decyzje wyłącznie w oparciu o własne przekonania, a nie meritum.

Dlatego apeluję do polityków – przestańcie wymyślać oryginalne koncepcje. Skorzystajcie z istniejących, sprawdzonych wzorców. Może dzięki temu w przyszłym roku Polska znajdzie się wyżej w kolejnej edycji Doing Bussines. Czas na decyzje Panie Premierze!