Polsko rosyjska umowa tranzytowa negocjowana jest co roku. Zespół Doradców Gospodarczych TOR szacuje, że od 15 stycznia, czyli od momentu jej wygaśnięcia straty sięgnęły już 120 mln zł. Tak duże liczby wynikają z natężenia ruchu, jaki odbywa się w normalnych warunkach.
– Na podstawie wydanych karnetów TIR wynika, że wschodnie granice rocznie przekracza 250 tys. polskich ciężarówek – mówi Anna Wrona, rzecznik ZMPD.
Z tego eksport do Rosji stanowi ponad połowę ogólnej wartości towarów sprzedanych do krajów Wspólnoty Niepodległych Państw. Do końca listopada do Rosji sprzedaliśmy towary o wartości blisko 4,6 mld euro, na Ukrainę 2,7 mld euro, a na Białoruś za nieco ponad 1 mld euro. Zdecydowaną większość, bo około 92 proc. polskich towarów dostarczono ciężarówkami. Z danych z 2009 r. wynika, że tiry przewiozły 3,8 mln ton towarów, a kolej zaledwie 314 tys. ton.
Reklama
Zablokowanie ruchu na granicach jest więc poważnym ciosem zarówno dla eksporterów, jak i spedytorów. – Tracimy stałych klientów, a obroty spadły nam o niemal do zera – denerwuje się Walentyna Andrzejczuk z firmy przewozowej Nord-East, specjalizującej się w transporcie materiałów budowlanych i artykułów spożywczych do Rosji.
W styczniu firma wystawiła pięć faktur, podczas gdy normalnie wystawia ich około trzystu. Normalnie miesięczny dochód Nord-East wynosi około 250 tys. zł, w styczniu to tylko 20 tys.
– To poniżej kosztów utrzymania firmy. Jak tak dalej pójdzie, ogłosimy upadłość – przyznaje właścicielka.
W podobnej sytuacji może znaleźć się 8 proc. polskich firm transportowych, bo zdecydowało się na kursy do Rosji. Kierunek ten zawsze należał do ryzykownych. – Trzeba mieć osobny fundusz na łapówki dla celników, milicji i urzędników – przyznaje jeden z przewoźników.
Dlatego w ostatnich miesiącach, gdy limity na wjazd do Rosji zaczęły się wyczerpywać, koszty transportu rosły. – Zazwyczaj transport ciężarówką do Moskwy kosztuje ok. 3,5 tys. dol. Teraz ceny poszły w górę o 60, a niekiedy 100 proc. – mówi Piotr Szymański, prezes firmy Nasz Sad, który wysyła do Rosji owoce i warzywa.
Takie ceny dyktują firmy, którym jeszcze udaje się cokolwiek przewieźć. Są to głównie te podmioty, które posiadają prawo wielokrotnego przekraczania granicy. – Już pod koniec ubiegłego roku brakowało licencji na wykonywanie międzynarodowych przewozów drogowych do Rosji. I ceny za transport poszybowały w górę. Obecnie zdecydowaliśmy się na transport kolejowy, ale jest to rozwiązanie kłopotliwe i tymczasowe. Zastanawiamy się, czy nie uruchomić przewozów przez Litwę – mówi Lech Gabrielczak z Grupy Atlas.
Polsko-rosyjskie rozmowy o wyznaczeniu nowych limitów trwają od czerwca zeszłego roku. Mają być wznowione 31 stycznia. Do tego czasu polscy przewoźnicy będą tracić. Rosjanie nie ukrywają, że zamierzają ograniczyć udział polskich podmiotów w transporcie towarów do Rosji. Planują ograniczenie limitów o 50 tys. ładunków. Dla naszych firm oznaczałoby to stratę około pół miliarda euro.
ikona lupy />
Firmy spedycyjne, które wyspecjalizowały się w dostarczaniu towarów do Rosji, stają na skraju bankructwa. Z wyliczeń Związku Międzynarodowych Przewoźników Drogowych (ZMPD) wynika, że dziennie tracą od 800 tys. do 1 mln euro – blisko 4 mln zł. / DGP