To dopiero początek. Kolejne elaboraty szykują teraz partnerzy społeczni, którzy czas na zgłoszenie mają do 24 lutego.
Głównym założeniem projektu jest to, że w najbliższych latach do OFE ma trafiać 2,3 proc. naszej pensji, a nie jak obecnie 7,3 proc. Pozostałe 5 proc. ma być zapisem na specjalnych subkontach w ZUS. Ta część składki ma być waloryzowana w powiązaniu z nominalnym wzrostem PKB, lecz nie mniej niż rentowność obligacji skarbowych. To – zdaniem Komisji Nadzoru Finansowego – spowoduje szybsze narastanie całkowitego zadłużenia (jawnego i ukrytego) państwa, niż obecnie działający system emerytalny.
Nadzór ma też wątpliwości, czy koszty ulgi podatkowej dla indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego nie będą wyższe, niż zyski dla przyszłych emerytów. I powraca z postulatem, by towarzystwa emerytalne zarządzające OFE spełniały wymogi kapitałowe adekwatne do zarządzanych aktywów. Zwłaszcza, że wraz z planowanym podniesieniem limitów inwestowania w akcje, rośnie ryzyko niedoborów finansowych. Z drugiej strony nadzór obawia się, że po wprowadzeniu rządowego pakietu prowadzenie OFE może przestać być interesujące dla części grup finansowych.
>>> Czytaj też: Balcerowicz: Nie nazywajmy koniecznych reform cięciami
Reklama
Autorzy części opinii zwracają uwagę na fakt, że uzasadnienie do rządowego projektu czasem gani instytucję OFE, a czasem wręcz przeciwnie – twierdzi, że spełniła pokładane w niej oczekiwania. Ten wątek pojawia się m.in. w opiniach Business Centre Club oraz NBP, które zresztą są ze sobą bardzo zbieżne w wielu kwestiach. – Trudno nie odnieść wrażenia, że Michał Boni nie jest zwolennikiem zmian, jakie firmuje – mówi nam jeden z rządowych ekspertów.
– Problemy polskich finansów publicznych wynikają przede wszystkim z braku dyscypliny fiskalnej w fazie ożywienia (gospodarczego) – pisze Witold Koziński, wiceprezes centralnego banku i wymienia choćby obniżkę składki rentowej, progów PIT i ulgi podatkowe. Koziński dodaje, że skoro celem nadrzędnym jest walka z zadłużeniem rząd powinien przedstawić też alternatywne rozwiązania wobec zmian w OFE.
Wśród stanowisk nie zabrakło też „michałków” pokazujących, że nie tylko przeciętnemu Kowalskiemu brakuje wiedzy o OFE. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów uważa, że opłata za zarządzanie powinna zależeć od wyników OFE, a obecnie wynosi 3,5 proc. Ale to wysokość całkiem innej opłaty – od składki. Z kolei z opinii resortu finansów można było poznać tylko nieparzyste strony, bo w Kancelarii Premiera ktoś nieuważnie je zeskanował i tak „wrzucił” do internetu.
ola