Tymczasem w mediach w pierwszym etapie eksponowano potęgę niszczycielskiego żywiołu, w drugim skutki ekonomiczne dla Europy spadków na tokijskiej giełdzie, w trzecim zaś – skutki awarii elektrowni jądrowej. Podziwu godna zaradność zwykłych obywateli i państwowych służb zeszła na plan nawet nie drugi, lecz dużo dalszy.
Najbardziej irytuje nadmiar emocji dotyczących energetyki jądrowej w Europie. Dylematy związane z rozwojem tego sektora są zrozumiałe, a argumenty pro i kontra oczywiste. Inne są jednak warunki w Japonii, inne w Europie. Podczas trzęsienia ziemi, a już zwłaszcza podczas trzęsienia ziemi o takiej sile, bardzo wiele wynalazków cywilizacji staje się bronią wymierzoną w człowieka. Prąd elektryczny, sieć gazowa (która w krajach sejsmicznie aktywnych zastępowana jest butlami gazowymi), metro, linie wysokiego napięcia, budynki mieszkalne, centra handlowe, autostrady, kopalnie, kina, parki miejskie etc. W jakimś stopniu, związanym zwykle z poziomem zamożności społeczeństwa, minimalizuje się ryzyko związane z trzęsieniem ziemi, wymyślając kosztowne konstrukcje zabezpieczające, ale, niestety, unikną skutków katastrofy nie udaje się w żadnym państwie. Być może trzeba przyjąć założenie, że w miejscach narażonych na trzęsienie ziemi budować elektrowni atomowej nie wolno, bez względu na stosowane techniki zabezpieczeń i konstrukcji. Niedaleko stąd jednak do idei, aby na takich terenach zezwalać tylko na egzystencję parterowych farm ekologicznych stosujących wyłącznie maszyny napędzane siłą mięśni wołów.
Jak rzadko, prym w tłamszeniu zdrowego rozsądku wiodą pracownicy mediów, natomiast podziwu godną powściągliwość prezentują politycy polscy. Nie słychać partyjnej histerii w sprawie polskiego programu rozwoju energetyki atomowej, żadna partia nie organizuje pikiet przeciwko atomowym bombom produkującym energię elektryczną. Zapewne gdybyśmy mieli chociaż jedną działającą już elektrownię, szef rządu nakazałby staranne zbadanie możliwych zagrożeń: „Na osobiste polecenie premiera”.
Jak wiadomo, jest inaczej. Głupi, zawsze ośmieszający właściwe służby passus o „poleceniu sprawdzenia”... padł z ust prezydenta, ale nie Polski, lecz Francji (strach pomyśleć, że Francuzi nie obserwują całą dobę swoich kilkunastu elektrowni bez poleceń Pałacu Elizejskiego).
Reklama
Warto debatować nad sensem polskich elektrowni atomowych, ale poczekajmy na lepszy pretekst niż tsunami.