Historycznie gorszy czas dla akcji zbiega się bowiem z końcem działań Fed, które w dużej mierze przyczyniły się do trwającej od wakacji fali wzrostów. Od czasu rozpoczęcia drugiej rundy ilościowego łagodzenia, podczas której amerykański bank centralny ma kupić obligacje rządowe o wartości 600 mld dolarów, można było zarobić prawie na wszystkim oprócz amerykańskiej waluty.

Począwszy od sierpnia zeszłego roku w górę idą ceny akcji i surowców. Największe wzrosty miały miejsce w ojczyźnie Bena Bernanke – indeks S&P500 zyskał 30%. Dobrze wypadły też giełdy europejskie, rosnąc o ponad 20%. Największą gwiazdą spośród nich okazała się giełda we Frankfurcie, gdzie DAX zwiększył wartość o 28%. Znacznie gorzej wypadły rynki wschodzące, szczególnie w Ameryce Południowej, gdzie poziomy indeksów prawie się nie zmieniły. Wyjątek stanowiła Rosja, co należy przypisać przede wszystkim drożejącej ropie naftowej.

Cena najważniejszego surowca energetycznego poszła w górę o ponad 70%. Nieco mniej zdrożała miedź (30%) i złoto (28%), ale i tak najlepiej wypadło srebro zyskując aż 165%. Oprócz masowego zainteresowania inwestorów tym ostatnim metalem, jako alternatywie wobec inwestycji w złoto, sporą rolę w srebrnym rajdzie (jak i w pewnym stopniu w przypadku pozostałych surowców) odegrał słabnący dolar. Amerykańska waluta osłabiła się do euro od sierpnia aż o 17%, zbliżając się na koniec kwietnia do poziomu 1,50 dolara za euro.

Wysokie wzrosty cen akcji i surowców były w znacznym stopniu uzasadnione. Od lata poprawiły się prognozy światowego wzrostu gospodarczego, zniknęło też zagrożenie deflacją. Jednak te czynniki nie będą już dłużej pomagać, a największe banki obniżyły już swoje prognozy tegorocznego amerykańskiego PKB. Giełdy czekają więc na głębszą korektę. Impuls do niej może dać rynek akcji, bądź amerykańska waluta.

Reklama

Po ponad dwóch latach wzrostów, wyceny amerykańskich spółek znalazły się już całkiem wysoko. Wskaźnik cena do zysku, opracowany przez ekonomistę Roberta Shillera, który zestawia urealnioną cenę akcji ze średnimi realnymi zyskami spółek na przestrzeni ostatnich 10 lat, wynosił w kwietniu 23,4. Jest to wartość bliska już szczytowi z poprzedniego cyklu – w maju 2007 roku było to 27,5. Przy dzisiejszym poziomie tego wskaźnika, realna stopa zwrotu z amerykańskiego rynku zgodnie z historyczną prawidłowością powinna kształtować się w okolicach 2%. Historyczna realna stopa zwrotu to 6%, co odpowiada C/Z Shillera na poziomie 16.

Dolar zaś, gdy dotrze do poziomu 1,50 za euro, będzie względem parytetu siły nabywczej wobec wspólnej waluty niedowartościowany o 30%. Tak duże odchylenie od parytetu, historycznie w ciągu kolejnych dwunastu miesięcy, owocowało średnio 10% korektą. Prawdopodobny jest więc powrót dolara w okolice 1,35. Taki ruch zatrzymałby na jakiś czas wzrosty na rynkach surowcowych. Największą wrażliwość na korektę wydaje się wykazywać srebro. Po osiągnięciu w poniedziałek rekordu wszechczasów, nastąpiła ostra prawie 10% przecena tego metalu.

Jak na razie rynek, nie tylko srebra, które wróciło znowu w okolice rekordu, wydaje się być spokojny. Czwartkowe wystąpienie Bena Bernankego podziałało kojąco. Obietnica przeciągnięcia najłagodniejszej polityki monetarnej w historii Stanów Zjednoczonych w bliżej nieokreśloną przyszłość, wywołała wzrosty na wszystkich rynkach. Choć kolejne plany zakupów aktywów nie zostały ogłoszone, komitet Fed obiecał, że jeszcze przez dłuższy czas nie pozwoli nawet na stopniowe wycofywanie zaaplikowanego gospodarce monetarnego pakietu stymulacyjnego.

Bardziej zdecydowany ruch zmniejszający rozmiar bilansu Fed lub wyraźny przekaz, kiedy wreszcie zostaną podniesione stopy procentowe, byłyby wyraźnym sygnałem dla rynków, że czas myśleć o korekcie. Komunikat o nadejściu końca ery zerowego kosztu pieniądza ciągle jednak jeszcze przed nami. Przyśpieszająca inflacja nie pozwala już długo zwlekać, można się go więc spodziewać właśnie w najbliższych kilku miesiącach.