W hossie tak to jednak działa. Indeksy szybo wzrosły, a potem zaczęły się powoli osuwać. Bykom nieznacznie pomagały opublikowane w poniedziałek indeksy PMI dla przemysłu poszczególnych krajów i całej strefy euro. Były to tylko weryfikacje już opublikowanych danych, ale jednak w większości lepsze od tydzień temu podanych prognoz. Potem nic się już właściwie nie działo. Indeksy osunęły się i sesje zakończyły się niewielkimi zwyżkami.

We wtorek indeksy od początku dnia osuwały się. Spadał też kurs EUR/USD. Istotnych powodów dla pogorszenia nastrojów nie było, chociaż oczywiście usiłowano wynaleźć jakieś preteksty. Był nim choćby większy od oczekiwań spadek indeksu PMI w Wielkiej Brytanii. Tak naprawdę, rynki miały już ochotę na jakąś korektę. Po południu straty na przykład na rynku niemieckim były już ponad jednoprocentowe, ale przed pobudką w USA indeksy zaczęły rosnąć. Liczono na pomoc Amerykanów. Przeliczono się, wiec indeksy zakończyły dzień niewielkimi spadkami.

W poniedziałek gracze amerykańscy rozpoczęli maj, czyli miesiąc korekt. Nie zawsze maj jest spadkowy, ale korelacja spadków z okresem maj-czerwiec jest znacząca. Z pewnością, po dużych wzrostach tego roku wszyscy o tym dokładnie pamiętają, co w naturalny sposób powinno pomagać niedźwiedziom.

Amerykanie dostali jednak w niedzielę prezent w postaci śmierci Osamy bin Ladena. Pisałem już rano o tym, że wstępna reakcja rynków była w nocy najbardziej nielogiczna z możliwych. Ropa staniała o jeden procent (potem nawet o dwa procent), a azjatyckie indeksy rosły. Powtarzam, że śmierć bin Ladena w niczym nie upośledza komórek tzw. Al Kaidy, bo przecież nie ma i nie było centralnej organizacji o tej nazwie. Bin Laden był czymś w rodzaju symbolu. Symbol został zabity, co ryzyko ataków na całym świecie zwiększa, a nie zmniejsza. Myślę, że po późniejszej reakcji rynków dokładnie widać, że większość inwestorów tak właśnie to wydarzenie ocenia. Można powiedzieć, że zostało po prostu zlekceważone. Być może rewelacje Wikileaks o bombie atomowej przechowywanej w Europie i szykowanej na wypadek zabicia bin Ladena nastroje mogły nawet psuć.

Reklama

Jeśli założymy, że ani zabicie bin Lagena, ani pogłoski o bombie nie miały znaczenia, to popatrzmy na dane makro, które zostały w poniedziałek w USA opublikowane. Indeks ISM dla przemysłu amerykańskiego spadł w kwietniu (tego oczekiwano), ale nieznacznie mniej niż średnia prognoz (z 61,2 do 60,4 pkt.). Raport o marcowych wydatkach na inwestycje budowlane był co prawda wyraźnie lepszy od oczekiwań (1,4 proc. m/m), ale pamiętać trzeba o tym, że wydatki w lutym spadły o 2,4 proc. m/m. Była to więc tylko i wyłącznie po-zimowa korekta. W sumie można powiedzieć, że dane makro też nie miały większego wpływu na nastroje.

Na rynku walutowym kurs EUR/USD nadal rósł. Pomagało we wzroście przypomnienie przez Timothy Geithnera, sekretarza skarbu USA, że 16 maja zadłużenie USA dotknie ograniczenia narzuconego przez Kongres. Jeśli Republikanie i Demokraci się nie porozumieją, to dojdzie znowu do zagrożenia paraliżem państwa. Był, to rzecz jasna, tylko pretekst, bo oczywistym jest, że się porozumieją.

Na rynku surowcowym wpatrywano się w ropę. Niedźwiedzie usiłowały wykorzystać pretekst w postaci zabicia bin Ladena, żeby cenę baryłki obniżyć i przez pewien czas nawet im się to udawało. Ropa taniała wtedy o dwa procent. Jednak pod wieczór wszystko się zmieniło i zaczęła drożeć o nieco ponad pół procent. W końcu sesji jednak osunęła się, ale spadek o niecałe pół procent nie jest niczym innym, jak nic nieznaczącą korektą. Miedź nie zmieniła ceny, a złoto staniało o pół procent, co w niczym nie zmieniło układów technicznych na tych surowcach. Nieznacznie spadła rentowność obligacji, co też niczego nie zmieniło.

Indeksy giełdowe rozpoczęły handle od „binladenowskiego”, patriotycznego, aczkolwiek niedużego wzrostu, ale już po 2,5 godzinie zaczęły się osuwać. Na pół godziny przed końcem sesji nieznacznie traciły. Potem niedźwiedzie usiłowały je zepchnąć niżej i wydawało się, że im się to nawet uda, ale sama końcówka była „bycza”, dzięki czemu spadki indeksów były nieznaczne. Nie zmienia to postaci rzeczy, że jak na początek miesiąca, kiedy fundusze napełniają portfele, zachowanie rynków było bardzo słabe.

We wtorek w USA gracze, podobnie jak w Europie, nie bardzo mieli ochotę na większe zakupy. Powodów do spadku było naprawdę niewiele, ale początek maja, po dużych zwyżkach, nadal kazał zachować ostrożność. Z pewnością nie można powiedzieć, że to dane makro szkodziły bykom. Dane o marcowych zamówieniach w przemyśle USA były zdecydowanie lepsze od oczekiwań (wzrost o 3 proc. m/m – oczekiwano wzrostu o 1,8 proc.). Również wyniki kwartalne MasterCard nie pomagały niedźwiedziom – cena akcji wyraźnie rosła.

Na rynku walutowym kurs EUR/USD od rana kręcił się wokół poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Po rozpoczęciu sesji w USA ruszył zdecydowanie na północ (bez specjalnego powodu), ale dzień zakończył neutralnie. Rynek surowcowy zachowywał się bardzo spokojnie. Ropa traciła, ale czy spadek ceny o około pół procent można uważać za poważny? Dziwne było to, że na pół godziny przed końcem sesji na rynku ropy nagle cena zanurkowała i ropa straciła 1,5 proc. Mocno rosła cena niedocenianej ostatnio miedzi. Złoto taniało jedynie kosmetycznie. Rentowność obligacji spadała, bo gracze ciągle uciekali do bezpiecznej przystani.

Na rynku akcji traciły przede wszystkim spółki sektora surowcowego. Może to się wydawać dziwne, bo przecież na pozór na rynku surowcowym nic istotnego się nie działo. Jednak trzeba pamiętać o tym, że nadal gwałtownie taniało srebro. Powód? W poniedziałek zwiększono wartość depozytów na rynku kontraktów na ten metal. To wystarczyło do wywołania gwałtownej przeceny. Poza tym Goldman Sachs podtrzymuje rekomendację: sprzedaj surowce.

W tej sytuacji dziwić mogło co innego: że reakcję widzieliśmy tylko na rynku akcji, a nie przede wszystkim na rynku surowcowym. Przecież CME Group, właściciel giełdy Comex, podniosła wartość depozytów na srebro jedynie o 13 procent. To doprowadziło do przeceny i pokazało drogę do zapanowania nad cenami surowców. Być może reakcja rynków była znikoma, bo gracze zakładają, że ten ruch był jednostkowy i nie dotknie innych kontraktów. Radziłbym tak nie myśleć.

Tak czy inaczej, sektor surowcowy pociągnął za sobą przede wszystkim NASDAQ, który podczas tej hossy wzrósł najmocniej. Im bliżej było końca sesji, tym gorzej wyglądały rynki. S&P 500 tracił już nawet blisko jeden procent, ale ostatnia godzina znowu znacznie zmniejszyła straty indeksów. Zadziwiające było to, że podobno za spadki odpowiadały spółki sektora surowcowego, a to właśnie na 1,5 godziny przed końcem sesji załamała się cena ropy. Na razie możemy mówią jedynie o ostrzeżeniu – sygnału sprzedaży akcji z pewnością nie ma.

Dzisiaj przed południem dowiemy się, jak zmieniły się indeksy PMI dla sektora usług poszczególnych krajów i całej strefy euro. Będą to jednak tylko weryfikacje już opublikowanych danych, więc wpływ ich na rynek będzie żaden. Być może zobaczymy drgnięcie po publikacji danych o sprzedaży detalicznej w strefie euro. To jednak będzie miało niezbyt duże znacznie dla graczy. Będą czekali na informacje z USA.

Raport o stanie rynku kredytów hipotecznych w USA i raport Challengera o planowanych zwolnieniach gracze zlekceważą. Nie zlekceważą jednak raportu ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym. Im więcej zatrudnionych tym lepiej dla dolara i indeksów giełdowych. Dowiemy się też jak zmienił się w kwietniu indeks ISM dla sektora usług, ale ten raport ciągle jeszcze nie budzi emocji (mimo, że usługi to ponad 80 procent gospodarki USA).