W istocie o tym, iż Wall Street skończyła tydzień przeceną zadecydował piątkowy handel, w trakcie którego nie pojawiły się żadne dane makro w USA.
To zmusza do ostrożnego stawiania tez na temat kondycji byków i niedźwiedzi.

Z perspektywy zakończenia tygodnia doskonale widać, iż do piątku kupujący szukali powodów do zakończenia majowej przeceny. Już we wtorek Wall Street finiszowała kontrą byków, która na wykresach dziennych zbudowała świece z dolnymi cieniami sygnalizującymi gotowość popytu do odwrócenia majowych trendów spadkowych i na bazie tego czynnika ceny akcji szukały zwyżki w środę i czwartek.

Również na polu makro nie brakło impulsów popytowych w postaci lepszych od oczekiwań publikacji, jak spadek liczby nowych bezrobotnych w USA do 409.000 czy optymistyczne w wymowie protokoły z ostatniego posiedzenia Komitetu Otwartego Rynku. Jednak to tylko połowa obrazu. Radykalnie gorszy od prognoz odczyt indeksu Philly Fed oraz spadek indeksu wskaźników wyprzedzających w USA wzmocnił obecne do pewnego czasu pytania o kondycję gospodarki amerykańskiej w bieżącym kwartale.

Jeśli doliczyć do tego nieudaną korektę dwutygodniowej przeceny eurodolara i kolejny wzrost cen amerykańskich obligacji, to jasne staje się, iż na rynkach muszą być obecne są obawy o pogłębienie majowych przecen, które wzmacnia powrót awersji do ryzyka. Nie ma też wątpliwości, iż obserwowane spadki są też czytelnym sygnałem zaniepokojenia o to, co stanie z się z giełdami i gospodarką, gdy Fed zaprzestanie sączyć kroplówkę taniego pieniądza do systemu.

Reklama

Spojrzenie wstecz na trzytygodniowe fale pozwala postawić tezę, iż seria mieszanych danych makro uzależniła rynki od kolejnych publikacji. W praktyce oznacza to, iż gracze będą skoncentrowani na raportach, które pozwolą ocenić, czy sygnały zadyszki globalnej gospodarki – potwierdzane między innymi przez przecenę na rynkach surowcowych, ale też indeksy ISM i PMI – układają się w czytelną tendencję, czy też po słabszym pierwszym kwartale, drugi przyniesie zaprzeczenie tych obaw.

Przeszłość podpowiada, iż nastrój korekty i sprzeczne dane makro przekładają się na szum techniczny na wykresach indeksów. Jednak zwolennicy analizy technicznej już teraz mogą powiedzieć, iż amerykańskie średnie i wiele najważniejszych indeksów światowych pozostało w majowych trendach spadkowych a to oznacza, iż na ogłoszenie finału majowej przeceny jest zdecydowanie za wcześnie.

Niemniej właśnie technika zmusza też od ostrożnego szacowania szans podaży. Licząc w procentach majowa przecena na indeksie S&P500 wyniosła ledwie 2,2 procent. W przypadku niemieckiego indeksu DAX podaż zdołała odebrać mniej 3,3 procent. To samo można powiedzieć o indeksach giełd w Paryżu, czy Londynie. Po dziesięciomiesięcznych falach wzrostowych takie spadki trudno nawet nazwać korektą - odpowiedniejszym pojęciem wydaje się konsolidacja a ta musi ulec wyczerpaniu, by strony policzyły swoje siły.

Adam Stańczak, analityk DM BOŚ SA