Liczba budowlanych dźwigów górujących nad miastem to miarodajny wskaźnik rozwoju ekonomicznego. W szczycie boomu na rynku nieruchomości w latach 2005 – 2006 z okien siedziby Fed w Dallas można było naliczyć 11 żurawi. Gdy wybuchł kryzys, nie było ani jednego. Dziś jest ich sześć. Sytuacja w tym drugim pod względem wielkości mieście Teksasu, leżącym w sercu Ameryki, polepsza się.
– Po trzech latach depresji nastroje na rynku detalicznym USA zmieniły się: ludzie chętniej kupują, a detaliści mówią o konieczności inwestowania – mówi William Noakes z działającej w mieście firmy konsultingowej Ockleshaw, Noakes & Stares, która pomaga dużym firmom projektować sklepy. Jednak poprawa gospodarcza w Dallas nie pasuje do danych dotyczących całej Ameryki. O ile Teksas jest na najlepszej drodze do przezwyciężenia recesji, ekonomia całych Stanów ma wbudowane „ograniczenie prędkości”. Za każdym razem, kiedy wzrost PKB przyspiesza, pojawia się siła, która ciągnie go w dół.
W czwartym kwartale 2009 roku wzrost wynosił 5 proc. PKB, kiedy nagle w połowie zeszłego roku zwolnił do poziomu niecałych 2 proc. W ciągu ostatnich trzech miesięcy 2010 roku wzrost znów przyspieszył, Fed kupił kolejny pakiet wypuszczonych przez siebie obligacji za 600 mld dolarów w ramach „ilościowego rozluźnienia polityki pieniężnej”, by stymulować gospodarkę, na 2011 rok zaplanowano złagodzenie podatku od wynagrodzeń, by ulżyć pracodawcom oraz stymulować tworzenie nowych miejsc pracy. Perspektywy były dobre. Ale w pierwszym kwartale tego roku wzrost PKB nieoczekiwanie spadł do 1,8 proc. PKB. – Czeka nas długi okres wzrostu na poziomie poniżej oczekiwanego – mówi Diane Swonk, główna ekonomistka w Mesirow Financial w Chicago.
Reklama
Rozwój z wbudowanym „ograniczeniem prędkości” niesie ze sobą poważne skutki gospodarcze. Z jednej strony chroni USA przed wybuchem kolejnego kryzysu, więc reszta świata nie musi obawiać się nowej recesji. Ale z drugiej – nie ma co spodziewać się, że amerykańscy konsumenci rzucą się na importowane towary. Na dodatek polityka monetarna USA pozostanie przez dłuższy czas rozluźniona, co będzie oznaczało dalsze osłabianie się dolara w stosunku do innych walut. Ślamazarne tempo ożywienia ma również polityczne konsekwencje. Według sondaży Instytutu Gallupa aż troje na czterech Amerykanów uważa, że naprawa gospodarki to „najważniejsze wyzwanie, który stoi przed krajem”. Kluczowe pytanie brzmi więc, jak długo utrzyma się to „ograniczenie prędkości”? Pomocne w znalezieniu odpowiedzi może być przyjrzenie się Teksasowi.

Banki były zdrowe

Głównym powodem dreptania w miejscu gospodarki USA są pozostałości szkód wyrządzonych przez kryzys. Po pierwsze, krachy finansowe zostawiają banki bez kapitału potrzebnego do udzielania nowych kredytów. Przedsiębiorstwa mają więc mniej możliwości poszerzenia działalności, choć popyt zaczyna rosnąć. W efekcie tworzenie nowych miejsc pracy i ogólna aktywność gospodarcza pozostają na niskim poziomie.
Teksańskie banki weszły w recesję w lepszym stanie niż banki w innych rejonach USA. – Pod koniec lat 80. stan doświadczył poważnego kryzysu instytucji finansowych. To wydarzenie przeorało naszą bankowość i w dużej mierze zapobiegło udzielaniu spekulacyjnych pożyczek w czasach ostatniego boomu – powiedział James Huffines, szef firmy Plains Capital, która posiada w Teksasie bank i oferuje kredyty hipoteczne w 40 stanach. Innymi słowy, banki w Teksasie udzieliły mniej złych kredytów, przez co były mniej zagrożone upadkiem i straciły mniej kapitału w czasie recesji. W rezultacie mają pieniądze do pożyczania i potrzebują ludzi, którym mogłyby je zaoferować. – Jesteśmy zainteresowani udzielaniem kredytów – dodaje Huffines.
Dzięki wyważonej polityce kredytowej Teksas w dużym stopniu uniknął skutków pęknięcia bańki hipotecznej w latach 2005 – 2006 i spadku cen nieruchomości. Od 2000 do 2007 roku ceny domów w Kalifornii najpierw wzrosły o 129 proc., by spaść o 1/5 (spadek trwa nadal). W Teksasie do 2007 roku ceny nieruchomości poszły w górę tylko o 44 proc., a od tej pory zdążyły jeszcze trochę wzrosnąć. W całych Stanach Zjednoczonych domy się nie sprzedają, ludzie coraz mocniej zaciskają pasa, więc konsumpcja jest ograniczona. Tymczasem w lepszych dzielnicach Dallas agencje nieruchomości nie narzekają na brak klientów. – Zrobił się niezły ruch – mówi Weston Pugh, pośrednik w firmie Re/Max Urban. Jeśli zainteresowanie utrzyma się na obecnym poziomie, ten rok będzie równie dobry jak 2007.
W jednym Teksas nie różni się od reszty kraju: tu także przewiduje się cięcia w budżecie. Obecnie utrzymywana przez stan budżetówka jest tak samo liczna jak rok temu. Takiego obciążenia kasa nie jest w stanie wytrzymać. Nadzieją dla zwalnianych jest to, że rośnie zatrudnienie w sektorze prywatnym. Bo Teksas tworzy nowe miejsca pracy szybciej niż reszta kraju. W marcu stanowy wskaźnik bezrobocia wynosił 8,1 proc. i był 0,7 proc. niższy od ogólnokrajowego. Powolne tworzenie miejsc pracy jest kolejną przyczyną słabej konsumpcji i minimalnego wzrostu gospodarczego.
Jeszcze jednym hamulcem dla gospodarki – niemającym nic wspólnego z recesją – jest wzrost cen ropy. – Z jednej strony wyższe ceny paliwa napędzają inflację. Z drugiej, zmniejszając siłę nabywczą gospodarstw domowych, wyższe ceny benzyny przeszkadzają w wychodzeniu z kryzysu – powiedział niedawno szef Fed Ben Bernanke.

Teksas to optymizm

I znowu Teksas jest wyjątkiem. Jego mieszkańcy odczuwają wysokie ceny ropy paliwa równie boleśnie jak reszta kraju – może nawet bardziej, ponieważ to stan wielkich przestrzeni, które pokonuje się najczęściej samochodem. Ale dzięki drożyźnie stan odnosi również korzyści – wysokie ceny ropy napędzają jego sektor energetyczny. W czerwcu 2009 roku liczba działających urządzeń wiertniczych spadła do 329, dziś wzrosła do 816. – Kiedy ceny ropy są wysokie, a ceny gazu ziemnego niskie, przemysł petrochemiczny Teksasu staje się bardziej konkurencyjny – mówi Mine Yücel z oddziału Fed w Teksasie.
W całych Stanach Zjednoczonych kryzys ustępuje, robi to jednak na tyle powoli, że w skali kraju ciężko oczekiwać wzrostu, który pozwoliłby cieszyć się z takiego ożywienia gospodarczego jak w Teksasie. Mieszkańcy tego stanu lubią podkreślać, że odróżniają się od pozostałych mieszkańców Ameryki także wrodzonym optymizmem oraz duchem przedsiębiorczości, które wspomagają niskie podatki i mało dotkliwa biurokracja. Dzięki temu w Teksasie można szybciej odzyskać pewność i zacząć inwestować. – Jestem optymistą, jestem Teksańczykiem, jestem Amerykaninem – mówi Philip Montgomery, deweloper z Dallas, który odnotowuje „skromny wzrost” w swojej branży. Jego słowa pokazują, że Stany Zjednoczone mogą odzyskać wigor, kiedy zrzucą z siebie powstrzymujące je „ograniczenie prędkości”.
Teksas może stanąć na czele tego odrodzenia. Jak mówił najsłynniejszy biznesmen z Dallas – fikcyjny magnat naftowy J.R.Ewing z serialu lat 80. („Dallas”): „Mój tatuś mawiał: tam, gdzie sposób, tam i wola”.