Rynki, które w dalszym ciągu czekają na to co w piątek w Jackson Hole powie szef Fed Ben Bernanke, dziś skupiły się na danych makroekonomicznych. Ku zaskoczeniu, większych emocji nie wywołała publikacja indeks monachijskiego instytutu Ifo. W sierpniu spadł on do 108,7 pkt. z 112,9 pkt. To nie tylko odczyt poniżej rynkowych prognoz (111,0 pkt.), ale też najgorszy wynik od czerwca 2010 roku.

Emocje wywołały natomiast amerykańskie dane o zamówieniach. W lipcu zamówienia na dobra trwałego użytku, głównie za sprawą zamówień na samoloty i samochody, wzrosły o 4% M/M. Rynkowy konsensusu kształtował się na poziomie 1,9% M/M. Pozytywnym impulsem niewątpliwie też była korekta w dół prognoz amerykańskiego deficytu budżetowego na najbliższe lata przez The Congressional Budget Office. W mniejszym stopniu takim impulsem był wzrost indeksu cen nieruchomości w USA o 0,9% M/M.

Jakkolwiek pozytywne wieści z USA poprawiły nastroje na rynkach, to nie znalazło to przełożenia na umocnienie złotego. Takiego pośredniego wpływu nie miało też podwyższenie przez agencję S&P ratingu dla Czech do AA- oraz podwyższenie przez tę samą agencję perspektywy ratingu Słowacji do pozytywnej ze stabilnej.
Dzisiejszy brak umocnienia złotego trudno łączyć z opublikowanymi rano przez Główny Urząd Statystyczny słabszymi od prognoz danymi o sprzedaży detalicznej. W lipcu jej roczna dynamika zwolniła do 8,2% R/R z 10,9% R/R miesiąc wcześniej. Tymczasem oczekiwano, że będzie to 10,5% R/R. Stąd też jedynie oczekiwaniem na piątkowe wystąpienie Bernanke i wczorajszym wyprzedzającym umocnieniem, można tłumaczyć dzisiejszą ograniczoną zmienność polskiej waluty.