Cystersi okazali się jednak mistrzami w dziedzinie organizacji pracy. Im zawdzięczamy pierwsze sady i młyny wodne. Każdy z 30 ośrodków cysterskich rozpalał ogień postępu z siłą, o którą nie podejrzewałoby się rozmodlonych braci. Wystarczy powiedzieć, że postawili na ziemiach polskich niemal wszystkie ówczesne huty.
Wymyślili także „wyderkę”, dokument poświadczający udzielenie pożyczki prywatnej osobie przez zakon. W zamian za pożyczkę bracia mogli wykupić czyjeś dochody z posiadłości ziemskich. Zdaniem Stefana Bratkowskiego (wiem, że coraz więcej ludzi nie wie, kto to taki – trudno! niech się douczają!) to właśnie „wyderka” (spolszczenie od „wiederkaufen”) wiodła wprost do jednego z największych wynalazków Europy – do hipoteki. Gwarancją dla pobieranych w gotówce kredytów miała się stać własność ziemska. Trzeba tylko było umieć ją oszacować, i to bez kantów.
Dziś prawdziwych cystersów już nie ma. Ich naśladowców także nie widać. W latach 90. Zachód odkrył, że trzeba uwolnić bankierów i finansistów ze smyczy. Ci okazali się w pewien sposób kreatywni – to znaczy zbili fortuny na tym, że ich banki i fundusze zadłużyły się po uszy albo pobankrutowały. Magiczne sztuczki z funduszami tak się jednak mają do dzieła sztuki, jakim była wyderka, jak dziad z lirą do Paco de Lucii. Niczego więcej nie udało się, tfu, wykreować. Trzeba się z tym oswoić: z Zachodu płyną do Polski pieniądze, ale pomysły na rozwój – nie. Tych nie ma i nie będzie, musimy wpaść na nie sami.