Końcówka 1998 roku – akcje spółki Chesapeake Energy, zajmującej się wydobyciem gazu ziemnego, lecą na łeb na szyję. W ciągu dwóch lat kurs walorów koncernu spadł z 34 dol. za akcję do zaledwie 75 centów. Wartość rynkowa spółki obniżyła się o 93 proc. do 72 mln dol.

Sytuacja Chesapeake Energy odzwierciedlała trudną sytuację branży energetycznej w USA. Amerykański przemysł gazowy w latach 80-tych zamierał.

Kiedy szef Chesapeake Energy, Aubrey K. McClendon, ogłosił zamiar sprzedaży spółki, nikt nie zainteresował się firmą. Spadające ceny gazu zredukowały wartość gazowych rezerw Chesapeake do 661 mln dol. z 2,1 mld dol.

Na szczęście dla spółki, McClendonowi nie udało się sprzedać firmy. Trzynaście lat później, dzięki łupkowej rewolucji, Chesapeake Energy jest już warta 18 mld dol. Jedna akcja spółki kosztuje 28 dol., w ciągu tego roku kurs walorów wzrósł o 8 proc. Firma inwestuje w swój rozwój i zatrudnia coraz więcej pracowników. Ilość etatów w spółce zwiększyła się o 30 proc. od początku 2011 r.

Reklama

„Stany Zjednoczone mają potencjał, żeby stać się Arabią Saudyjską w kontekście gazu naturalnego” – ocenia McClendon.

Jego zdaniem, pokłady gazu łupkowego zamkniętego w skałach to klucz do rozwoju gospodarczego USA. Gaz łupkowy ożywi całą produkcję przemysłową i zmieni oblicze debaty o globalnym ociepleniu. „To odrodzenie naszego przemysłu” – mówi.

>>> Czytaj też: Już za dwa lata czeka nas rewolucja. Czy Polska stanie się drugim Kuwejtem?

Miliardy dolarów pompowane pod ziemię

Gazowy boom w USA stał się żyłą złota także dla innych surowcowych potentatów. ConocoPhillips, który szuka gazu łupkowego również w Polsce, zwiększył tegoroczne inwestycje w amerykańskie łupki do 2 mld dol. z 500 mln dol. dwa lata temu.

Pozostałe międzynarodowe koncerny, z Exxon Mobil i Royal Dutch Shell na czele, także pompują miliardy dolarów w amerykańskie projekty gazowe. „Tak mocno wierzymy w potencjał gazu łupkowego, że stanowi on teraz największą część naszego portfolio” – mówi James J. Mulva, prezes ConocoPhillips.

W zeszłym miesiącu, perspektywa zysków z amerykańskich łupków skłoniła Kinder Morgan do przejęcia za 21,1 mld dol. spółki El Paso, operatora gazociągów. Na horyzoncie szykuje się też warta 4,4 mld dol. transakcja kupna koncernu Brigham Exploration przez norweski Statoil ASA.

>>> Czytaj też: Państwo musi się pospieszyć, jeżeli chce zarobić na łupkach

Przemysł wraca do USA

Dostępność tańszego i bardziej ekologicznego gazu sprawiła, że wiele zakładów przemysłowych w USA, które do tej pory wykorzystywały węgiel jako główne źródło energii, zastępują go gazem ziemnym. Firmy wytwarzające środki chemiczne, plastik czy stal, które wiele lat temu uciekły z USA z powodu dużych kosztów produkcji, zaczynają przenosić swoje zakłady z powrotem do Stanów Zjednoczonych.

„Wierzymy, że temat gazu łupkowego musi być nieodłączną częścią wszystkich dyskusji o wzmacnianiu kondycji amerykańskiej gospodarki w długim terminie” – mówi James J. Mulva. „Gaz łupkowy powinien też być brany pod uwagę w rozważaniach na temat poprawy bezpieczeństwa energetycznego, ochrony środowiska i tworzenia nowych miejsc pracy” – dodaje.

>>> Czytaj też: Trwa wyścig o kolejne koncesje na gaz łupkowy

Ekonomiczny potencjał nowej łupkowej rewolucji budzi uznanie nawet zagorzałych działaczy środowiskowych. „Gaz łupkowy może zmienić reguły gry. Produkcja gazu łupkowego w USA wzrosła praktycznie z zerowego poziomu w 2000 r., do ponad 13 mld stóp sześciennych dziennie.” – mówi Fred Krupp, prezes Environmental Defense Fund, fundacji wspierającej ochronę środowiska.

W 2009 r. Stany Zjednoczone prześcignęły Rosję i stały się największym na świecie producentem gazu ziemnego. Gaz łupkowy odpowiada już za 30 proc. całkowitych dostaw gazu w USA. W najbliższych latach udział ten zwiększy się do 50 proc.

Departament Energii USA ocenia, że w ciągu ostatnich lat, wydobycie i produkcja gazu łupkowego wygenerowała bezpośrednio i pośrednio już ponad 200 000 nowych miejsc pracy. W obliczu 9,1-proc. bezrobocia w Stanach Zjednoczonych, takie dobrze opłacane stanowiska są zastrzykiem sił dla gospodarki.

Łupkowa potęga budowana przy pomocy państwa

Geologowie od dawna wiedzieli, że zalegające głęboko pod ziemią formacje skał, tzw. łupków, zawierają olbrzymie rezerwy gazu naturalnego, który może być efektywnie wykorzystywany do produkcji energii. Pierwsze złoża gazu łupkowego odkrył John W. Barnett pod koniec XIX w. Do niedawna koncernom brakowało jednak technologii i narzędzi, które umożliwiłyby opłacalne wydobycie gazu zamkniętego w skałach.

Eksploatacja złóż zaczęła przynosić zyski dopiero w późnych latach 90-tych, kiedy ceny surowca wystrzeliły w górę. Z pomocą koncernom przyszedł też rząd USA wprowadzając szereg ulg podatkowych i ułatwień prawnych, które zachęcały firmy do inwestycji.

>>> Czytaj też: Francuzi: Polskie łupki będą zbyt drogie, lepiej kupować gaz od Rosjan

Na początku 2000 r., kombinacja dwóch istniejących od lat 80-tych technologii doprowadziła do przełomu na rynku gazu. Pierwszą z nich były wiercenia poziome, drugą, bardziej kontrowersyjną – szczelinowanie hydrauliczne. Ostatnia metoda polega na wtłaczaniu pod ziemię pod wysokim ciśnieniem chemikaliów w celu utworzenia szczelin w skałach i uwolnienia gazu.

Duża konkurencja w branży spychała koszty wydobycia na coraz niższe poziomy. Podczas gdy na światowych rynkach ceny gazu ostro rosły, Ameryka stawała się coraz bardziej niezależna energetycznie.

Tajemnica handlowa – sposób na ekologiczną panikę

Kiedy w 2007 r. ekolodzy zaczęli podnosić alarm w związku z negatywnym wpływem techniki szczelinowania na środowisko, przedstawiciele koncernów energetycznych odpowiadali lakonicznie: ”Po prostu nam zaufajcie”. Aby uniknąć wybuchu paniki, zasłaniając się tajemnica handlową, branża przez lata ukrywała skład chemikaliów używanych do wydobywania gazu z łupków.

Dyskusja o szkodliwości niektórych metody wydobywania gazu łupkowego trwa w najlepsze, dlatego ekolodzy pod rękę z największymi koncernami zaczęli współpracować w kwestii opracowania wytycznych zapewniających bezpieczne i jednocześnie opłacalne wydobycie gazu łupkowego.

>>> Czytaj też: Spełnia się łupkowy sen. Gaz jeszcze nie płynie, a firmy już zarabiają

USA pozyskują 45 proc. energii z węgla, 25 proc. z gazu ziemnego, 20 proc. z atomu, 7 proc. z wody i 2 proc. z wiatru. Energia wiatrowa i słoneczna ma zbyt mały udział żeby móc oprzeć na niej całą gospodarkę. Ameryka musi więc stanąć przed wyborem: czy pozostać przy obecnej kombinacji źródeł energii, czy zastąpić znaczną część szkodliwego węgla czystszym gazem łupkowym.

Gazowy most do gospodarki XXI wieku

John Podesta, dawniej związany ze środowiskiem Billa Clintona, teraz prezes Center for American Progress w Waszyngtonie, zdecydowanie popiera drugie rozwiązanie. „Gaz naturalny może służyć jako most prowadzący do gospodarki XXI wieku, która opiera się na efektywności energetycznej, odnawialnych źródłach energii i paliwach niskoemisyjnych” – pisze Podesta na stronie internetowej.

Złowrogo brzmiące szczelinowanie hydrauliczne nie przeraża także samych Amerykanów. Zgodnie z amerykańskim prawem, bogactwa naturalne należą do właściciela gruntu, niezależnie od tego, jak głęboko pod ziemią się znajdują. Właściciele gruntów zarabiają nie tylko na dzierżawie gazonośnych terenów. Otrzymują też określony procent od wartości wydobytego gazu. Ekologia przegrywa więc z perspektywą zysków płynących z łupków.

ikona lupy />
Wydobycie gazu łupkowego w USA przez firmę Southwestern Energy / Bloomberg / Julia Schmalz