Wyraźne nasilenie nerwowej sytuacji nastąpiło w połowie października, kiedy to wielkie nadzieje wiązane były ze spotkaniem przywódców Unii Europejskiej, mającym miejsce w niedzielę 23 października. Sentyment niesiony był też wcześniejszą informacją o wypłacie kolejnej transzy pomocowej dla Grecji w wysokości 8 mld euro. Niestety niedzielne spotkanie nie przyniosło ostatecznych rozstrzygnięć, na żadne z pytań nurtujący inwestorów, a jedynie zapowiedzi o możliwym porozumieniu w najbliższej przyszłości. Tym samym, w kontekście kolejnego spotkania zaplanowanego 3 dni później (26 października) pod wielką presją znaleźli się decydenci państw UE i strefy euro. Niewiadomą była ostateczna decyzja w kwestii wielkości udziału inwestorów prywatnych w programie redukcji greckiego zadłużenia. Ostatecznie w czwartek nad ranem przywódcy państw strefy euro ogłosili sukces. Osiągnięto porozumienie, które odwleka jedynie w czasie wypracowanie konkretnego panaceum na bolączki Europy. Do ustaleń, w których udało się jednak znaleźć pełne porozumienie należy przede wszystkim zaliczyć konsensus w sprawie wysokości dobrowolnych strat jakie poniesie sektor prywatny na greckich papierach skarbowych. Wielkość ta wydaje się być wypadkową wcześniejszych propozycji, ze strony UE a IIF i wyniesie ostatecznie 50 proc. W konsekwencji będzie to oznaczać umorzenie blisko 100 mld EUR z greckiego długu, a w perspektywie do 2020 powinno spowodować zmniejszenie się zadłużenia w stosunku do PKB, do poziomu 120 proc. z obecnych 162 proc. Ustalenia te pozwoliły na zdecydowaną poprawę nastrojów inwestorów. Jednak nasza obawa o to, że entuzjazm może nie trwać długo, okazała się słuszna. Najwyraźniej powyższe ustalenia na szczycie przywódców UE, premiera Grecji, Georga Papandreou, nie zadawalały i zdecydował się on, ku zaskoczeniu rynków, ogłosić referendum, które miało zdecydować o przyjęciu koniecznych surowych reform gospodarczych. Ostatecznie udało się jednak zażegnać groźbę przeprowadzenia głosowania, co w konsekwencji przyczyniło się do ustąpienia Papandreou ze stanowiska premiera i powołania tymczasowego rządu koalicyjnego. Wybór osoby mającej piastować stanowisko nowego premiera Grecji, ciągle nie jest znany. Przez co zwiększają się obawy inwestorów o to, czy nowy rząd będzie w stanie na czas zaakceptować reformy, a tym samym pozwolić na wypłatę kolejnej transzy pomocowej, która została zawieszona po rewelacjach Papandreou. Wraz z wydarzeniami w Grecji miały miejsce zawirowania polityczne we Włoszech. Za moment ich nasilenia można uznać szczyt przywódców UE, na którym premier Berlusconi pojawił się z kilkunastostronicowym szkicem reform, który nie zawierał konkretów, ani nowych pomysłów na uzdrowienie finansów publicznych. W rezultacie na przetargu, który odbył się niewiele ponad dobę po ogłoszeniu przez unijnych decydentów założeń planu i mającego pozwolić na zapanowanie nad kryzysem zadłużeniowym, koszt uplasowania na rynku trzyletnich papierów okazał się najwyższy w historii strefy euro. Nieudaną próbą ratowania wiarygodności było ustanowienie nadzoru Międzynarodowego Funduszu Walutowego nad reformami fiskalnymi. Ostatecznie premier Berlusconi ogłosił, że po uchwaleniu przez parlament nowych planów oszczędnościowych – co powinno nastąpić w przeciągu kilku tygodni - poda się do dymisji. Wiadomość paradoksalnie pozwoliła chwilowo złapać oddech inwestorom na rynkach. Jak się okazało, na początku listopada, ponownie nie na długo. Bowiem nagły wzrost rentowności włoskich papierów dłużnych, z których najważniejsza dochodowość 10 letnich obligacji przekroczyła poziom 7,6 proc., wywołał panikę na rynku. Wystarczy przypomnieć, że przekroczenie psychologicznej granicy 7 proc. oznaczało w przypadku Portugalii, Grecji czy Irlandii zwrócenie się o pomoc do EFSF. Jednak w przypadku Włoch, pomoc na jaką mogliby liczyć Włosi, byłaby zdecydowania poniżej wymaganej do ustabilizowania sytuacji na rynku długu. Przypomnijmy, że obecne zadłużenie państwa z Półwyspu Apenińskiego wynosi 1,6 biliona euro - w wartościach bezwzględnych, co stanowi ponad 120 proc. PKB.

Listopad rozpoczął się od zaskakującej decyzji ECB o obniżce stóp procentowych o 0,25 pb do poziomu 1,25 proc. Zmniejszenie kosztu pieniądza miało wzmóc w inwestorach prawdopodobnie apetyt na bardziej ryzykowne aktywa. Co więcej zakładało wspomożenie gospodarki Eurolandu, która zmaga się obecnie ze znamionami recesji. Pierwsze sygnały o spowolnieniu pojawiły się drugim kwartale br., kiedy to PKB z Niemiec i Francji wyniósł odpowiednio 0,1 proc. oraz 0 proc. Od tego momentu w zasadzie wszystkie odczyty danych makro wskazywały na to, że gospodarka strefy euro przechodzi w fazę recesji. Jak wynika z wypowiedzi prezesa ECB. Mimo, że w październiku inflacja w strefie euro utrzymała się na poziomie 3 proc. ECB w perspektywie średnioterminowej oczekuje obniżenia się inflacji poniżej założonego celu inflacyjnego - 2 proc., tym samym Bank mógł sobie pozwolić w perspektywie krótkoterminowej na obniżenie stóp procentowych. Jednakże już listopadowa interwencja banku na rynku długu włoskiego, stawia pod znakiem zapytania słuszność takiej decyzji. Inne odczyty danych makro z Europy nie napawały optymizmem inwestorów. Listopad rozpoczęły dane ze strefy euro, poznaliśmy tym samym finalny odczyt wskaźnika PMI dla przemysłu w październiku, który kolejny raz spadł, tym razem do poziomu 47,1 pkt. i utrzymuje się ciągle poniżej granicy 50 pkt. Październik jest już trzecim miesiącem, gdy aktywność sektora usług Eurolandu kurczy się. Spadek po raz kolejny, choć niższy od zakładanych prognoz dotyczył październikowego finalnego odczytu PMI dla Niemiec, który wynosił ostatecznie 49,1 pkt. To pierwszy od września 2009 roku spadek tego indeksu poniżej, granicznego poziomu. Wcześniej obawy o kondycję niemieckiej gospodarki przyniosły odczyty tamtejszych wskaźników koniunktury. Niemiecki indeks ZEW spadł w październiku do poziomu -48,3 pkt., wobec -43,3 pkt. miesiąc wcześniej. Kolejny spadek odnotował również indeks klimatu gospodarczego Ifo do poziomu 106,4 pkt. Wygląda na to, że w przypadku ponownych negatywnych listopadowych odczytów można się spodziewać, że gospodarka Niemiec zmierza szybszym, niż to przewidywaliśmy, krokiem w stronę recesji. Dodatkowo potwierdzać tę tezę zdaje się mocny spadek produkcji przemysłowej we wrześniu do poziomu -2,7 proc. m/m, przy jednoczesnej rewizji sierpniowych odczytów do poziomu -0,4 proc.

Również dynamika PKB strefy euro zatrzymała się w miejscu i ostatecznie za 2 kw. 2011 roku wyniosła 0,2 proc. kw/kw, zaś w ujęciu rocznym 1,6 proc. Rynki w październiku w większości przypadków zdawały się jednak ignorować odczyty fundamentalnych danych makroekonomicznych, pozostając pod ciągłym wpływem spekulacji oraz informacji dotyczących konkretnych rozwiązań dla uporania się z kryzysem zadłużeniowym strefy euro.

Początek października przyniósł spadek kursu EUR/USD do najniższego od ośmiu i pół miesięcy poziomu wobec dolara. EUR/USD testował wsparcie na poziomie 1,31. Przyczyniły się do tego gorsze informacje napływające z Grecji, gdzie w przyjętym na przyszły rok budżecie założono większy od pierwotnie szacowanego wzrost deficytu finansów publicznych w relacji do PKB oraz niższy wzrost gospodarczy. Początek miesiąca został zdominowany także informacjami o kłopotach francusko-belgijskiego banku Dexia. W roku 2008 bank ten, jako jeden z pierwszych w Europie, skorzystał z pomocy publicznej po upadku Lehman Brothers. Jak się później okazało belgijska część grupy Dexia została znacjonalizowana w ramach transakcji wartej 4 miliardy euro. Nastrojów nie poprawiła także decyzja agencji Moody’s o obniżce rating długu Włoch o trzy poziomy z „Aa2” do „A2” i podtrzymaniu negatywnej perspektywy. W kolejnych dniach października uwaga inwestorów skupiała się na najmniejszej i najbiedniejszej gospodarce w strefie euro, czyli Słowacji. Bowiem tamtejszy rząd potrzebował aż trzech dni na ostateczne zaakceptowanie ratyfikacji ESFS. Od tego momentu do okolic 23 października eurodolar pozostawał w konsolidacji w przedziale 1,36-1,38. Dopiero zbliżający się szczyt przywódców Unii Europejskiej przyniósł większe zawirowania kursu. Zmiany te odbywały się w rytm zmian nastrojów na rynkach. Raz pojawiały się informacje o uzgodnieniu planów rozwiązania kryzysu zadłużeniowego w strefie euro innym razem wiadomości te były dementowane. Rynek stał się przez to bardzo wrażliwy na wypowiedzi decydentów oraz zdecydowanie bardziej odporny na dane makroekonomiczne napływające ze strefy euro czy też z USA. Ostatecznie jednak duży optymizm, panujący na rynkach, po tym jak liderzy UE wykonali całkiem duży krok naprzód w walce z najpoważniejszym w historii strefy euro kryzysem, pozwolił pod koniec miesiąca wybić się eurodolarowi ponad istotny poziom oporu 1,3950, od którego to kilkukrotnie w przeciągu mijającego miesiąca, kurs się odbijał. Tym samym pod koniec października odnotowaliśmy miesięczne maksimum na poziomie 1,42. Na kanwie doniesień z Grecji oraz wzrostu dochodowości włoskich obligacji, fala wzrostów została załamana. Początek listopada przyniósł umocnienie się dolara w stosunku do euro na poziomie oscylującym w granicach 1,35. Wydaje się, że uspokojenie nastrojów inwestorów, spowodowały interwencje ECB na rynku papierów dłużnych Włoch. W perspektywie średnioterminowej oczekiwane jest utrzymanie obecnego trendu i wahania kursu w granicach poziomu ostatnich minimów.

Reklama

Początek listopada przyniósł, nieoczekiwanie gorsze dane dotyczące sytuacji na amerykańskim rynku pracy. Mimo, że odnotowano niższą do zakładanej stopę bezrobocia - odczyt na poziomie 9 proc., to rozczarowały dane dotyczące zatrudnienia w sektorze pozarolniczym, w którym utworzono w październiku 80 tys. nowych etatów, co w zasadzie dobrze obrazuje ślimacze tempo rozwoju amerykańskiej gospodarki. Konsensus rynkowy zakładał wzrost zatrudnienia o 95 tys. osób. Departament Pracy dokonał również rewizji odczytu za wrzesień do 158 tys., czyli wartości najwyższej od kwietnia. W tym roku każdego miesiąca powstaje średnio rzecz biorąc 125 tys. nowych etatów. Tym razem raport firmy ADP okazał się trafnym prognostykiem oficjalnych danych. Zakładał, że w sektorze prywatnym powstało 110 tys. miejsc pracy, a Departament Pracy podał, że zatrudnienie wzrosło o 110 tys. Dynamika zatrudnienia w USA wciąż jest daleka od swoich średnich. Szacuje się bowiem, że Stany Zjednoczone potrzebują przynajmniej 150 tys. miejsc pracy w miesiącu, aby nadążyć za rosnącą liczbą aktywnych zawodowo oraz w konsekwencji zmniejszyć stopę bezrobocia, która od kwietnia 2009 r. utrzymuje się wciąż na wysokim, bo oscylującym w granicach 9 proc. poziomie. Pozytywnym zaskoczeniem okazał się wyraźnie wyższy od prognoz odczyt regionalnego wskaźnika koniunktury amerykańskiej Philadelphia Fed, którego wartość, pierwszy raz od dwóch miesięcy, była dodatnia i wynosiła 8,7 pkt. Rynki oczekiwały -9 pkt. Te pozytywne sygnały napawały optymizmem przed listopadową publikacją październikowego, kluczowego indeksu ISM dla przemysłu, jak się okazało całkiem niesłusznie. ISM dla przemysłu w USA, który we wrześniu, dla przypomnienia, wzrósł do poziomu 51,6 pkt., w październiku odnotował spadek do poziomu 50,8 pkt. Również spadek odnotował wyżej wspomniany indeks dla sektora usług, do poziomu 52,9 pkt., przy konsensusie rynkowym zakładającym wzrost do poziomu 53,5 pkt. Pod koniec drugiego tygodnia października poznaliśmy wyraźnie lepsze od prognoz dane dotyczące amerykańskiej sprzedaży detalicznej, która wzrosła we wrześniu o 1,1 proc. w stosunku do sierpnia, wobec prognoz na poziomie 0,7 proc. Z USA napłynęły także dobre informacje o produkcji przemysłowej, która we wrześniu br. wzrosła o 0,2 procent m/m. Dane te okazały się zgodne z prognozami rynkowymi i wskazują na wzrost tempa produkcji wobec sierpnia, kiedy ukształtowała się ono na poziomie 0,0 proc. Z kolei końcówka miesiąca przyniosła także bardzo dobre odczyty dynamiki PKB w USA, która okazała się być zgodna z prognozami rynkowymi i wynosiła 2,5 proc. kw/kw. Wzrost był w głównej mierze możliwy dzięki wyższym niż w poprzednim kwartale wydatkom konsumenckim (najwyższy wzrost od czwartego kwartału 2010 r. – 2,4 proc.) oraz inwestycjom (16,3 proc. – najwyższy wzrost od blisko roku). Rynki szacują, że kolejne kwartały w amerykańskiej gospodarce mogą nie być już tak dobre. W ostatnim kwartale 2011 prognozowane jest wyhamowanie tempa wzrostu do 1,9 proc, a w I kwartale 2012 roku do 1,8 proc. Kolejne kwartały przyszłego roku mają już przynieść przyspieszenie wzrostu do 2,1 proc. w II kwartale i 2,5 proc. w III i IV kwartale. W USA w minionym miesiącu opublikowana została również tzw. „Beżowa Księga” Fed. Wynika z niej, iż dynamika aktywności gospodarczej we wrześniu nadal jest pozytywna. Większość firm ocenia tempo wzrostu jako „skromne” lub „umiarkowane”. Na początku listopada miało miejsce posiedzenie komitetu FOMC. Zgodnie z oczekiwaniami rynku w listopadzie Fed nie zmienił parametrów polityki pieniężnej. Jednocześnie wydźwięk wystąpienia po posiedzeniu, był zdecydowanie bardziej optymistyczny aniżeli po wrześniowej ocenie kondycji gospodarki amerykańskiej, kiedy to uznano, że tempo wzrostu gospodarczego w USA pozostawało na niskim poziomie. FOMC jednak znacząco obniżył prognozy wzrostu gospodarczego na ten rok i na dwa kolejne lata. W 2011 r. PKB ma wzrosnąć nie o 2,7-2,9 proc., jak poprzednio szacowano, ale o zaledwie 1,6-1,7 proc. Nie ma też szans na spadek bezrobocia w tym roku do poziomu poniżej 9 proc.