Po raz pierwszy od wczoraj, ruch samochodowy popędził A2, najnowszą wstążką gładkiej, asfaltowej powierzchni ciągnącej się do granicy Niemiec.
Kosztująca 1,3 mld euro, 106 km autostrada jest długo oczekiwanym dobrodziejstwem dla kierowców, ale oznacza również prawdopodobny schyłek trasy, która stała się już symbolem – drogi krajowej nr 2 – wąskiej, podziurawionej i zatłoczonej arterii, która do teraz stanowiła jedyne bezpośrednie połączenie pomiędzy granicą Niemiec a Warszawą.
>>> Czytaj też: FT: Polakom zapomniano powiedzieć, że mamy kryzys
Do wczoraj (1.grudnia - przyp.red.), każdy kierowca zmierzający z Paryża do Moskwy musiał opuścić „autobahn” i przeskoczyć na drogę nr 2, która na całej długości jest usłana zdezelowanymi przydrożnymi „biznesami” i prostytutkami – posępną reklamą polskiej gospodarki.
Przez prawie cztery dekady Kostera zarabiał na chleb dzięki kierowcom tirów, którzy kursowali tą drogą. Na zewnątrz gęsta linia ciężarówek z Rosji, Łotwy i Białorusi zmierza na zachód, podczas gdy tiry z dalekiej Portugalii toczą się powoli na wschód na jeden z najbardziej obleganych szlaków handlowych Unii Europejskiej. „Co tu się wydarzy, jak będzie autostrada? Będzie tu całkiem pusto”, wzdycha.
Droga Krajowa nr 2 błyszczała kiedyś jako szlak do kapitalizmu w Polsce: ławy dostęp do bogatych kierowców stał się magnesem dla chętnych do otwierania szybkich i łatwych biznesów.
Teraz nowa autostrada jest kolejnym sygnałem, że dni „młodego”, ale prymitywnego polskiego kapitalizmu chylą się ku końcowi. Ponieważ kraj się rozwinął, jest coraz mniej miejsca dla wzrostu gospodarczego, który opiera się o naginanie reguł i tanią siłę roboczą.
W 1974 roku, kiedy Kostera otwierał swoją restaurację, Droga Nr 2 była uczęszczana przez Sowietów i „kasiastych” tirowców z zachodnich Niemiec, którzy mieli portfele pełne deutsche marek. Pamięta nawet Helmuta Kohla, byłego kanclerza, który zatrzymał się tu na jajecznicę.
Prawdziwa eksplozja biznesu rozpoczęła się jednak po 1989 r., kiedy to koniec komunizmu zapoczątkował okres wyrastania przedsiębiorstw jak grzybów po deszczu a Polacy starali się szukać nisz w nowej gospodarce rynkowej.
W latach 90. Marek Szaniewski zbudował tu stację benzynową. „Zarabiałem niewyobrażalne pieniądze w tamtych czasach”, mówi. „Ale byłem wystarczająco bystry, żeby nie mówić o tym głośno – to nie zawsze były bezpieczne czasy”. Prawdziwy sukces odniósł, ponieważ obok przystanku dla ciężarówek wybudował centrum konferencyjne.
Nowa autostrada A2 nadal nie jest skończona, potrzeba kolejnych 92 km, aby połączyć z nią Warszawę, co ma nastąpić w przyszłym roku. Jednak firmy logistyczne są już zajęte budową ogromnych magazynów w centralnej Polsce, które mają służyć całemu krajowi. Dotychczas firmy polegały na sieci mniejszych hal, które były konieczne przy uboższej sieci dróg - jak podaje Colliers, firma konsultingowa z branży nieruchomości. W dodatku wszystko wskazuje na to, że plany, aby ukończyć drogę z polskiej stolicy na Białoruś będą odłożone na potem z powodu spowolnienia gospodarczego, które zmusi rząd do ponownego rozważenia priorytetów budżetowych.
Podczas, gdy Kostera może patrzeć z nostalgią na drogę, która stworzyła jego biznes, reszta Polski ma raczej nikłe poczucie straty. Transport stanie się znaczcie szybszy i bezpieczniejszy niż wcześniej oraz jeszcze bardziej zintegruje kraj z ekonomicznym gigantem zza sąsiednich drzwi.