Część ekonomistów uważa, że zaproponowane rozwiązania nie uratują wspólnej europejskiej waluty. W Polsce opozycja uznała, że przyłączenie się przez rząd premiera Donalda Tuska do rozwiązań zaproponowanych na szczycie nie jest dobre dla Polski.

Przywódcy UE zakończyli w piątek nad ranem rozmowy bez porozumienia ws. zmiany traktatu UE. Zdecydowali, że nowe zasady dyscypliny finansów publicznych i zarządzania gospodarczego - nazywane umową fiskalną - będą przyjęte w formie umowy międzyrządowej. Odnosząc się do politycznej akceptacji porozumienia w Polsce Tusk wskazał, że procedura ratyfikacji jest opisana w prawodawstwie każdego z państw. "Z punktu widzenia Polski to nie jest jakieś poświęcenie - większa dyscyplina w strefie euro to wprowadzenie zapisów, które w Polsce już dawno funkcjonują" - ocenił szef rządu.

Jednak opozycja krytykuje premiera za tryb podjęcia decyzji lub też za samą zgodę na ustalenia szczytu. SLD mówi o wynikach spotkania, że "mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej". Zarazem politycy sojuszu wytykają rządowi, że nie konsultował z Sejmem przyłączenia się Polski do nowych zasad dyscypliny finansowej.

"Unia na szczęście nie padła na tym szczycie, ale na pewno potknęła się znacząco. Sztandar powiewa i myślę, że należy być nadal ostrożnym optymistą, jeśli chodzi o przyszłość UE" - mówił wiceszef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych Tadeusz Iwiński.

Reklama

Rzecznik PiS Adam Hofman uznał, że Polska nakłada na siebie rygory budżetowe bez jakichkolwiek praw i gwarancji. "Polska będzie płacić, żeby ratować bogatsze od siebie kraje. To jest sprzeczne z naszym interesem" - powiedział inny poseł PiS Krzysztof Szczerski. Pytany, jakie kroki w Sejmie zamierza podjąć PiS, odparł: "Musimy do tego doprowadzić, by ta umowa była uznana za umowę przenoszącą prawa suwerenne organów władzy państwowej na poziom ponadnarodowy". A wtedy - przypomniał - do jej zatwierdzenia trzeba dwóch trzecich głosów w Sejmie.

Solidarna Polska zaapelowała do prezydenta Bronisława Komorowskiego o pilne zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego w związku z ustaleniami szczytu. Lider SP Zbigniew Ziobro przypomniał, że klub partii kategorycznie przeciwstawia się zmianom, które łączyłyby się z ograniczaniem suwerenności Polski.

Natomiast szef klubu PSL Jan Bury uważa, że Polska słusznie przyłącza się do krajów, które nałożą na siebie nowe zasady dyscypliny finansów publicznych. Ocenił, że szczyt UE zakończył się kompromisem i że przyłączanie się Polski do tego projektu jest rozsądne. Zaś wiceszef komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz (PO) przyznał, że choć ustalenia szczytu oddalają najgorsze obawy, to na rynkach finansowych nie ma entuzjazmu.

Rober Gwiazdowski, ekspert w dziedzinie podatków Centrum im. Adama Smitha, uważa, że reformy zaproponowane przez przywódców UE "same w sobie nie mają sensu" i są "próbą ucieczki do przodu, która z całą pewnością nie zakończy się dobrze". Jego zdaniem bowiem, błędem było samo wprowadzenie euro. "Ujednolicenie współpracy fiskalnej, jedne stawki, jedna podstawa opodatkowania, są niekorzystne dla Polski" - mówi Gwiazdowski.

Rektor uczelni Vistula w Warszawie prof. Krzysztof Rybiński prognozuje, że teraz rozpocznie się "bardzo długa walka o utrzymanie strefy euro w całości, zakończona porażką". Jego zdaniem, wciąż nie ma "wiarygodnego mechanizmu zatrzymania kryzysu" w strefie euro, i wobec tego, Polska powinna "trzymać się jak najdalej od takich rozwiązań jak unia fiskalna".

Z kolei główny ekonomista Millennium Grzegorz Maliszewski uważa, że unijna ingerencja nie sięgnie do takiego poziomu jak "ujednolicenie i ręczne sterowanie podatkami". A analityk Domu Maklerskiego BOŚ Marek Rogalski ocenia, że automatyczne sankcje za naruszenie reguł fiskalnych, zwłaszcza 3 proc. deficytu do PKB, to dobre rozwiązanie, choć niewystarczające do tego, aby uspokoić rynki finansowe. Wskazuje, że nierozwiązany pozostał "kluczowy problem - skąd wziąć pieniądze na ratowanie strefy euro".

O tym, że strefę euro trzeba ratować, przekonany jest francuski politolog Jacques Rupnik, który uważa, że jej rozpad miałby "fatalne konsekwencje dla całej UE". W jego opinii, "jest jednak także możliwe, że obecna próba ratowania euro nie powiedzie się" i że nastąpi "rozpad eurolandu" oraz "zwycięstwo zasady: niech każdy zajmie się swoimi problemami".

Dr Marek Cichocki z Uniwersytetu Warszawskiego wyraził zdanie, że szczyt nie ma żadnego przełomowego charakteru i nie przyniósł rozwiązań w kwestii kryzysu w strefie euro.

"Szczyt nie zakończył się sukcesem. Podział na dwie grupy osłabia pozycję Unii i sprawi problemy czysto organizacyjne w jej zarządzaniu. Każdy podział UE jest czymś negatywnym. Decyzje, które zapadły na szczycie, na pewno nie uspokoją rynków finansowych" - uważa także dr Agnieszka Łada z Instytutu Spraw Publicznych.

Za to zdaniem brytyjskiego eurodeputowanego, liberała Andrew Duffa, osiągnięte przez przywódców UE porozumienia "są dokładnie tym, czego potrzebujemy, by pomóc w ustabilizowaniu rynków i rozpocząć przywracanie zaufania demokratycznego". Jego zdaniem, umowa międzyrządowa doprowadzi do czegoś, "co będzie można nazywać Unią Europejską-2", która będzie "federalnym rządem gospodarczym w unii fiskalnej".

Na dwudniowym spotkaniu szefowie państw i rządów UE sprzeciw Wielkiej Brytanii uniemożliwił wprowadzenie zmian w traktatach UE, dlatego mowa jest o zapisaniu ustaleń w formie umowy międzyrządowej. Początkowo, oprócz Londynu, pakietu nie poparły także Węgry, Szwecja oraz Czechy, ale wszystkie te kraje zadeklarowały w piątek, że po konsultacjach w kraju są gotowe przyłączyć się do grupy państw chcących pogłębiać integrację eurolandu.

Aby umowa weszła w życie, musi być jeszcze ratyfikowana przez parlamenty państw w niej uczestniczących.