Piątkowa sesja zapowiadała się na spokojną, przynajmniej do czasu, gdy w ostatniej godzinie zacznie się przepychanka, związana z ustaleniem ceny rozliczeniowej instrumentów pochodnych z grudniowym terminem zapadalności. I przez wiele godzin rzeczywiście nie działo się zbyt wiele, a zmiany wartości giełdowych indeksów nie przekraczały w większości przypadków kilku dziesiątych procent.

Wskaźniki w Paryżu, Frankfurcie i Londynie zaczęły dzień od zwyżki o 0,3-0,5 proc. Do południa ich wartość oscylowała wokół poziomu czwartkowego zamknięcia i żadna ze stron rynkowej walki nie była w stanie uzyskać wyraźnej przewagi. Ten spokój na krótko został zakłócony około południa. Wówczas DAX zwiększył skalę zwyżki do 0,8 proc. Ten wyskok bardzo szybko jednak został skontrowany i w efekcie wskaźnik wylądował 70 punktów niżej, tracąc od szczytu do dołka 1,2 proc. Te wahania trwały kilkadziesiąt minut, po czym wszystko wróciło do normy. Podobne ruchy widoczne były w tym samym czasie także na giełdach naszego regionu, z tą różnicą, że nie zdążył wystąpić skok wskaźników w górę, za to następujące po nim tąpnięcie było spore. Ten scenariusz miał miejsce w Budapeszcie i Moskwie, gdzie indeksy w kilka chwil spadły po ponad 1,5 proc.

Na warszawskim parkiecie przerabiany był scenariusz rynków bardziej dojrzałych. Początkowy optymizm był jednak znacznie większy niż w Paryżu, czy Frankfurcie. WIG20 na otwarciu zyskiwał 0,7 proc. Ten optymizm bardzo szybko został jednak stonowany i wskaźnik wrócił w okolice czwartkowego fixingu. Południowa zwyżka nie była zbyt imponująca, a po następującej po nim zniżce, trudno było powrócić nad kreskę. W dalszym ciągu na wartości traciły akcje KGHM, ale skala spadku nie była już tak gwałtowna, jak w czwartek i przekraczała nieznacznie 4 proc. W oczekiwaniu na zatwierdzenie przez Urząd Regulacji Energetyki podwyżki cen gazu, papiery PGNiG taniały o ponad 4 proc. Po ponad 1,5 proc. w dół szły też walory Lotosu, PKO, Getinu i GTC.

Sesja na Wall Street zaczęła się od wzrostu indeksów po 0,7-1 proc. Brak było bodźców do silniejszych zmian, zarówno ze strony amerykańskiej gospodarki, jak i europejskiego frontu walki z kryzysem zadłużenia. Wcześniejsze obniżenie ratingu czołowych banków, w tym także zza oceanu, przez agencję Fitch, żadnego wrażenia na amerykańskich inwestorach nie zrobiło.

Reklama

Ostatnia godzina handlu na naszym parkiecie przyniosła zwiększenie zakresu wahań indeksu największych spółek. W najgorszym momencie tracił on 2 proc. i był liderem spadków w Europie. Trudno jednak do tych chwilowych zmian przykładać jakiekolwiek znaczenie. Prawdziwy obraz stanu rynku będzie można poznać w przyszłym tygodniu.

Choć kończąca pierwszą połowę grudnia piątkowa sesja była remisowa, to na półmetku ostatniego miesiąca roku zdecydowaną przewagę mają niedźwiedzie. W Paryżu i Frankfurcie indeksy tracą jak do tej pory po 5,5-6 proc. Indeks naszych największych spółek zniżkuje o ponad 6 proc. W najlepszej formie są wskaźniki za oceanem. S&P500 idzie w dół o zaledwie 1,5 proc. Patrząc na informacje makroekonomiczne, taki rozdźwięk między Europą a Ameryką nikogo nie powinien dziwić. Na wskaźniki naszej gospodarki niestety inwestorzy nie zwracają uwagi.