Wenzel podkreśla też wpływ relacjonowania przez dziennikarzy zbliżających się mistrzostw Europy w piłce nożnej na nastroje Polaków. Jak zaznaczył, Euro 2012 będzie wyzwaniem także z powodu tego, że w mijającym roku to media przyczyniły się do wzrostu zainteresowania grupą pseudokibiców.

PAP: Które wydarzenia minionego roku - pana zdaniem - były dla Polaków najważniejsze?

Michał Wenzel: Jeśli mówimy o wydarzeniach oznaczających zwiększenie aktywności społecznej, to mieliśmy wybory parlamentarne, które odbywały się w cieniu kryzysu gospodarczego. Myślę, że Polacy obserwują głównie medialne doniesienia i dosyć elastycznie na nie reagują. Widzą oznaki kryzysu gospodarczego i zdają sobie sprawę z tego, że może on dotrzeć do Polski. Fakt, że mieliśmy taki, a nie inny wynik wyborów, a więc utrzymanie władzy przez dotychczasową koalicję, ma związek z doniesieniami o kryzysie. Polacy doceniają stabilność polskiej gospodarki i są zdania, że tę stabilność w większym stopniu zagwarantuje im stabilna koalicja polityczna.

>>> Zobacz też: Jak zapamiętamy 2011? Jako rok pełen nieuzasadnionych obaw

Reklama

PAP: Ale premier zapowiedział w expose oszczędności i trudne reformy. Czy Polacy zgodzą się pokornie ponieść ich ciężar?

M.W.: Na pewno nie pokornie. Ostatnim razem, kiedy reformy były bolesne i radykalne, Polacy bardzo aktywnie protestowali. Tak było na początku lat 90., tak było też pod koniec lat 90., kiedy wprowadzono cztery reformy, kiedy rząd Buzka wprowadził. Wtedy protesty były nasilone. Grupy zagrożone utratą swej pozycji wychodziły na ulicę, pamiętamy strajki w służbie zdrowia. Natomiast w tej chwili tych przejawów pogorszenia sytuacji jeszcze nie dostrzegamy i w związku z tym protesty się nie nasilają. W momencie, kiedy ta sytuacja się zmieni na gorsze, można oczekiwać wzrostu jakichś napięć, także na ulicy.

PAP: Czy protesty związane z kryzysem gospodarczym, zwłaszcza ludzi młodych, które obserwowaliśmy w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych, mogą przenieść się na polskie ulice? Czy i u nas rozwinie się Ruch Oburzonych?

M.W.: Wydaje mi się, że stosunkowo niewielka jest aktywność Polaków związana z protestami. A obserwując sytuację w zachodniej czy południowo-zachodniej Europie, porównując swoją własną sytuację do sytuacji tych krajów, Polacy nie dostrzegają tak wielu bezpośrednich powodów, by wyjść na ulicę.

>>> Polecamy: Stop tyranii rynku, czyli protest "oburzonych" w Warszawie (ZDJĘCIA)

PAP: Rząd zapowiada zmiany w systemie emerytalnym: wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, podniesienie wieku emerytalnego dla wstępujących do służb mundurowych. Jak zareagują Polacy?

M.W. To są zmiany, które będą dotykały społeczeństwo stopniowo i powoli. Myślę zatem, że ten fakt powoduje, że te zmiany nie będą skutkowały protestami w najbliższym czasie. Oczywiście, doniesienia medialne, że negatywne zjawiska dotykają społeczeństwa Europy Zachodniej mogą wpłynąć na nasz kraj i to znajduje pewne odzwierciedlenie. Wszyscy słyszymy, że firmy nie inwestują, nie zatrudniają młodych ludzi, trzymają swoje zasoby w lodówce, ponieważ boją się inwestować - to przejaw obaw przed kolejną falą kryzysu.

PAP: W jakim nastroju kończymy ten rok? Z ulgą, ze strachem?

M.W.: Patrzymy w przyszłość z niepewnością. Ale niepewność nie jest najgorszym, co może nas spotkać. Nie wiemy, co nam przyszłość przyniesie.

PAP: To jak zareagujemy na kryzys jako konsumenci? Zaczniemy oszczędzać?

M.W.: Nie obserwujemy znaczącego spadku konsumpcji. Myślę, że Polacy ciągle nie zaspokoili swoich aspiracji konsumpcyjnych. Ciągle porównują się ze społeczeństwami krajów zachodnich i ciągle widzą, że tych dóbr mają mniej.

PAP: Może uspokajają nas korzystne prognozy gospodarcze dla Polski? W projekcie budżetu 2012 r. rząd zapisał, że w przyszłym roku polska gospodarka urośnie o 2,5 proc.

M.W.: Oczekiwania ludzi są pochodną bardzo wielu czynników, zapowiedzi oczywiście odgrywają swoją rolę, ale klimat medialny jest tu najbardziej istotny. Pamiętajmy, że konsument informacji nie jest ekonomistą, który jest w stanie wyrobić w sobie jakiś niezależny pogląd. To, w jaki sposób dziennikarze informują o zjawiskach gospodarczych, ma tutaj największe znaczenie. Generalnie emocje odgrywają bardzo dużą rolę w gospodarce.

Ale ogólne nastroje Polaków nie są takie złe na tle innych krajów. CBOS zbadał ostatnio opinię o sytuacji gospodarczej w Polsce w porównaniu z innymi krajami Grupy Wyszehradzkiej, czyli znajdującymi się na podobnym etapie rozwoju gospodarczego, i w Polsce te oceny są zdecydowanie najlepsze.

PAP: Co zmienił mijający rok w poglądach, postawie obywatelskiej Polaków? Jakim jesteśmy dziś społeczeństwem?

M.W.: Postawy społeczne zmieniają się wolno. Oczywiście, są pewne sygnały. Możemy obserwować symptomy sekularyzacji społeczeństwa - takim widocznym w tym roku objawem był sukces Ruchu Palikota w ostatnich wyborach. Spada przywiązanie Polaków do Kościoła, może nie tyle to deklaratywne, ile to w sferze zachowań. Choć wielu ludzi ciągle deklaruje przynależność do Kościoła, to niewielu robi to, czego Kościół od nich oczekuje.

PAP: Co na to wpływa?

M.W.: Jeśli chodzi o ludzi młodych, to największy wpływ ma tworzenie się międzynarodowej, paneuropejskiej wspólnoty. Młodzi ludzie czują raczej, że mają więcej wspólnego z młodzieżą z innych krajów niż z innymi Polakami. Tworzenie się społeczności wirtualnych, np. portali społecznościowych, wymiana doświadczeń poglądów wpływa na poglądy młodych. Młodzi Polacy kontaktując się z europejskimi rówieśnikami, nabywają siłą rzeczy pewnych poglądów i nabywają nieufności do hierarchów kościelnych.

PAP: Czy aktywność obywatelska młodych Polaków ogranicza się do portali społecznościowych? Czy młodsze pokolenie ma szansę uzyskać jakiś wpływ na wydarzenia w kraju?

M.W.: Obserwowaliśmy sukces wyborczy Ruchu Palikota. To ugrupowanie przeprowadziło niemal całą swoją kampanię w internecie, mobilizacja zwolenników odbywała się przez bardzo innowacyjnie prowadzoną stronę internetową, serwisy związane z tą partią, spoty. To jest przykład, w jaki sposób ta społeczność wirtualna może uzyskać wpływ na rzeczywistość realną, w parlamencie.

PAP: A jaki wpływ na nastroje społeczne będą miały współorganizowane przez Polskę i Ukrainę Mistrzostwa Europy w piłce nożnej? Czy mogą być impulsem do korzystnych zmian? Czy choć trochę odwrócą naszą uwagę od kryzysu?

M.W.: Jak nie będziemy mieć chleba, to będziemy mieć igrzyska? Rzeczywiście, uwaga świata, a przynajmniej Europy, będzie wtedy zwrócona na Polskę i Ukrainę i to - po naszej prezydencji - będzie kolejny dowód na to, że jesteśmy w centrum wydarzeń, w centrum Europy. Wydaje mi się, że to będzie stanowić powód do dumy Polaków. A tym, którzy nie interesują się sportem, zostaną te wielkie inwestycje w infrastrukturę, które pozostaną po Euro 2012: są remontowane drogi, pojawiają się nowe połączenia kolejowe. To z pewnością korzyść dla społeczeństwa i powód do poprawy nastrojów.

PAP: Mistrzostwa w piłce nożnej mają też swoją ciemną stronę: grupę pseudokibiców.

M.W.: Z pewnością przyjedzie do nas wielu kibiców z innych państw i w naszym interesie jest, by nie zobaczyli burd stadionowych czy antysemickich napisów. Jest oczywiste, że w takiej sytuacji władze próbują sobie z nimi poradzić i że to budzi opór kibiców jako grupy.

PAP: Jak wytłumaczyć tę agresywną aktywność kibiców, z którą mieliśmy do czynienia nie tylko przy okazji meczów, ale i np. obchodów 11 listopada?

M.W.: W moim przekonaniu ta grupa jest mniejsza niż parę lat temu. Natomiast fakt, że stała się elementem politycznego sporu, przyciągnęła do niej media. Zaangażowanie się tej grupy w politykę przeciw rządowi wynika z tego, że to jest pierwszy rząd, który próbuje konsekwentnie ten problem rozwiązać. Poziom agresji nie był w tym roku wyższy. Po prostu teraz wszystkie wybryki dzieją się świetle kamer i stąd więcej o nich mówimy.