O potencjale serwisu społecznościowego był przekonany od samego początku. Od samego początku zadbał też o to, żeby zapewnić sobie wyjątkowy zakres władzy nad firmą i móc nią kierować według własnej wizji. W momencie kiedy przygotowuje się ona do wejścia na giełdę, Zuckerberg ma w kieszeni ponad jedną czwartą udziałów i układy z inwestorami, które dają mu prawie 60-proc. siłę głosu, podaje NYT.

Takiej kontroli nad firmą nie miał nawet Bill Gates, kiedy Microsoft wchodził na giełdę w 1986 roku, ani współzałożyciele Google w 2004. Pozycja Zuckerberga oznacza, że przyszli inwestorzy będą mieli mało do powiedzenia w kwestiach przyszłości firmy, pisze dziennik.

>>> Czytaj też: Informatyczny Dziki Wschód, czyli jak Polacy grzebali w komputerach

Założyciele innych firm technologicznych, w tym Google, również zabezpiecza się tworząc uprzywilejowany rodzaj akcji, które dają im większą siłę głosu. W przypadku Facebooka spotyka się to z krytyką – firmie zarzuca się brak demokracji wśród inwestorów. Jednak wydaje się, że Zuckerberg od początku stawiał sprawę jasno, a jego zdanie nawet wewnątrz firmy nie jest podważane. Facebook jest jego wizją, a jego decyzje są ostateczne. Trudno jednak się buntować w obliczu tak spektakularnego sukcesu, pisze New York Times.