Słuszne więc wydaje się żądanie grupy G20, sformułowane w ubiegłym roku w Cannes, by 29 największych światowych banków spisało testamenty woli, czyli plany pokazujące, jak mogą zostać zamknięte ich operacje w razie niewypłacalności. Projekty muszą zostać przedłożone organom nadzoru do czerwca, a ostateczna wersja ma być gotowa do końca 2012 r.

>>> Czytaj też: Europa uczy się od Ameryki, jak uzdrawiać banki

W tym tygodniu niezależny raport pokazał, że banki te dalekie są od zakończenia tego procesu. Tylko jedna z 19 ankietowanych instytucji ukończyła projekt samorozwiązania. Najbardziej zaawansowane są banki w USA i Wielkiej Brytanii, podczas gdy europejskie i japońskie wloką się w ogonie.
Nie jest zaskoczeniem, że banki nie spieszą się ze skompletowaniem tych dokumentów. Planowanie własnego pogrzebu nigdy nie jest zabawne, szczególnie gdy ma on być tak kosztowny. I o ile napisanie testamentu woli może doprowadzić do podjęcia pożytecznych kroków w celu zredukowania złożoności operacji, mają one również swój interes w tym, by ich działalność była „zbyt skomplikowana, by upaść”.
Reklama
Jednak nie tylko banki są odpowiedzialne za to opóźnienie. Inne instytucje również ponoszą część winy. W przeciwieństwie do organów nadzoru w Wielkiej Brytanii i USA japońscy regulatorzy nie opublikowali jeszcze formalnych wytycznych dotyczących testamentu woli. Podobnie Komisja Europejska nie przedstawiła jeszcze paneuropejskich przepisów zmuszających te państwa członkowskie, które nie mają rozwiązań upadłościowych, do zapisania ich w ustawach.
Szybka publikacja pomogłaby nie tylko bankom. Ułatwiłaby również harmonizację różnych systemów regulacyjnych. Potrzebna jest gwarancja, że sprzeczne systemy upadłościowe nie staną się nowym źródłem niepewności dla wierzycieli.
Sporządzenie skutecznych testamentów woli może ostatecznie przynieść korzyść globalnym bankom. Regulatorzy mogą spuścić z tonu, jeżeli chodzi o dodatkowe wymagania kapitałowe ponad Bazyleę III, które G20 narzuciła im w ubiegłym roku w Cannes. Nie może się to jednak odbyć kosztem stabilizacji. Grzech pobłażliwości już raz okazał się wystarczająco kosztowny.
„Financial Times”