Aktywa Deutsche Banku, którego główna siedziba znajduje się we Frankfurcie, wzrosły w 2011 roku o 14 proc. do 2,16 biliona euro, dzięki czemu po raz pierwszy od pięciu lat stał się on największym notowanym na giełdzie bankiem w Europie.

Prezes firmy Josef Ackermann, który wszelkie propozycje żeby zmniejszyć wielkość banku nazywał „omyłkowymi”, zostawi po sobie bilans około 40 proc. większy niż w roku 2006 i równy ponad 80 proc. niemieckiej gospodarki. Odejdzie on bowiem ze stanowiska w maju tego roku.

>>> Czytaj też: 2012 - rok, w którym zobaczymy drugie dno bessy

Deutsche jest drugim najbardziej zlewarowanym i trzecim od końca pod względem kapitalizacji bankiem spośród dziesięciu największych instytucji finansowych w Europie. Lutz Roehmeyer z Landesbank Berlin Investment zauważa, że bank „dość zdecydowanie sprzeciwiał się redukowaniu bilansu. To zrozumiałe: im większej używasz dźwigni finansowej, tym wyższe są ewentualne zyski. Chcą więc utrzymać cięcia na minimalnym poziomie, żeby móc zarabiać tak dużo, jak się da.”

Reklama

Jednak wysokie zlewarowanie sprawia też, że zyski Deutsche Banku są bardziej zależne od wahań na rynku. W roku 2009, kiedy na rynku nastąpiło ożywienie, średnia stopa zwrotu z kapitału własnego wyniosła 14,6 proc. Już rok później, gdy przez Europę przetaczał się kryzys zadłużeniowy, rentowność banku spadła do 5,5 proc. W zeszłym roku utrzymywała się ona na poziomie 8,2 proc.

Stosunek ceny akcji banku do ich wartości kapitałowej wynosi tylko 0,65 – oznacza to, że inwestorzy uważają, że wartość akcji jest w rzeczywistości niższa niż podaje bank. Mimo to cena akcji wzrosła od 21 grudnia o 37 proc.

Bank jest w stanie funkcjonować z mniejszym kapitałem i większymi pożyczkami niż inne, ponieważ uważa się, że niemiecki rząd nigdy nie pozwoliłby mu upaść, mówi Roehmeyer.

Wraz ze wzrostem aktywów banku rośnie jednak skala strat w przypadku ewentualnego bankructwa. Ucierpieliby na nim zarówno kontrahenci i przedsiębiorstwa, jak i klienci detaliczni oraz niemieccy podatnicy. „Kiedy rozbija się jumbo jet, szkody są większe niż przy wypadku śmigłowca,” komentuje Konrad Becker, analityk z Merck Finck & Co. „Z większego bilansu wynikają większe problemy. Pojawia się też ryzyko skupienia się na ilości zamiast na jakości.”

Jeśli chodzi zaś o poziom zlewarowania Deutsche Banku, według danych zebranych przez agencję Bloomberg stanowi on 44-krotność jego kapitału podstawowego Tier 1. Wśród największych banków Europy wyprzedza go pod tym względem tylko Credit Agricole, którego dźwignia wynosi 46-krotność kapitału.

Sam bank podaje jednak, że według ich własnych kryteriów, które umożliwiają lepsze porównanie z konkurentami z USA, zlewarowanie Deutsche Banku wynosi już 21-krotność kapitału. To wciąż wynik wyższy niż ten banku JPMorgan, którego dźwignia przewyższa kapitał 15-krotnie.

Wszystko zdaje się jednak wskazywać na to, że Deutsche Bank jest rzeczywiście zbyt ważną instytucją, żeby rząd kiedykolwiek pozwolił na jej upadek. Japońska rządowa Agencja Usług Finansowych stwierdziła pod koniec 2010 roku, że Deutsche jest najistotniejszą na świecie instytucją finansową, biorąc pod uwagę konsekwencje, jakie jego upadek miałby dla globalnego systemu finansowego.

Polecamy: Lokaty: Tylko miesięczne lokaty firmowe wygrywają z indywidualnymi

ikona lupy />
Josef Ackermann, prezes Deustche Bank / Bloomberg