Prawdziwa tragedia euro polega na tym, że zostało ono porzucone przez własnych rodziców. Argumenty, że najlepszym rozwiązaniem jest rozwiązanie unii, uchodzą za kwintesencję pragmatyzmu. Formułowane są w trzech czasach: przeszłym, teraźniejszym i przyszłym. Przeszły: projekt unii monetarnej był źle pomyślany i wpędził Europę w chaos. Teraźniejszy: euro wyklucza najlepsze rozwiązania obecnych problemów. Przyszły: prosperity niektórych państw członkowskich zależy od opuszczenia strefy euro i przyjęcia walut narodowych. Wszystkie trzy tezy są błędne.
Mówi nam się, że członkowie strefy euro nie są w stanie spłacić długu publicznego z powodu jednej stopy procentowej obowiązującej w całym bloku. Jednak wystarczy spojrzeć na dzisiejszą unię walutową, by dostrzec, że te same koszty pożyczkowe dla wszystkich są fikcją. To prawda, że Ateny i Berlin miały kiedyś tę samą stopę. Zastanówmy się jednak, komu innemu inwestorzy mieli wtedy pożyczać pieniądze. Skoro dawali je amerykańskim nabywcom domów bez dochodów albo islandzkim bankom bez doświadczenia, dlaczego nie mieliby ich pożyczać europejskim państwom? Należy zakładać, że w świecie bez euro te same przepływy kapitałowe oderwałyby ceny od rzeczywistości. Nie jest winą euro, że inwestorzy, decydenci i naukowcy nie byli w stanie dostrzec zagrożenia. Dobre imię wspólnej waluty zostało splamione, ponieważ urodziła się w domu finansowych orgii.
Oczywiście nie jest tak, że euro nie ma żadnego wpływu na kryzys. Czy jednak istniał jakikolwiek model ekonomiczny, który był przygotowany na najgorszą zapaść finansową od lat 30.? Za to, że nie udało się zapanować nad paniką, odpowiada europejska polityka, a nie euro. Najlepsze rozwiązanie – przekształcenie funduszy ratunkowych w bank, który korzystałby ze środków Europejskiego Banku Centralnego – jest niemożliwe z powodu oporu politycznego.
Unia monetarna nie spełniła oczekiwań? Powiedzmy, co nam dała: rozwój Europy, oparty na wielkim rynku wewnętrznym, wolnym od wahań kursów walutowych. Obwinianie euro za problemy Europy to jak zarzucanie dziecku, że nie wykorzystało swojego potencjału. Może rozczarowywać, ale trzeba pamiętać o jego zaletach.
Reklama