"Jest tragicznie i możemy mówić o masowym ginięciu pszczół i dotyczy to nie tylko Pomorza, ale całego kraju, Europy i świata" - alarmuje Stańczyk.

Tłumaczy, że nie ma jednej przyczyny ginięcia pszczół. Główną winę ponoszą jednak - jak mówił - środki ochrony roślin, a zwłaszcza pestycydy z grupy neonikotynoidów. Wchodzą one w skład popularnych środków owadobójczych stosowanych do zaprawiania nasion (które polega na dodawaniu środków chemicznych chroniących nasiona w okresie kiełkowania przed szkodnikami) oraz do oprysków.

>>> Czytaj też: Neonikotynoidy przyczyną masowego wymierania pszczół?

Zwrócił też uwagę na niefrasobliwość rolników, którzy nie zawsze wiedzą, jak prawidłowo wykonywać opryski. "Opryski nie powinny być wykonywane na kwitnące rośliny. Zawsze mówimy rolnikom, żeby opryski wykonywali w porze popołudniowej, ok. godziny 19, kiedy lot pszczół zamiera" - dodał.

Reklama

"Do zmniejszenia populacji pszczół przyczyniają się także tzw. monokultury upraw - np. na Żuławach są uprawy rzepaku o powierzchni 100-200 ha i nic innego wokół nie rośnie, a pszczoły potrzebują bioróżnorodności" - podkreślił.

Stańczyk dodał, że pszczołom szkodzą też choroby, np. roztocze (pszczela wesz), Varroa destructor. "To osłabiające pszczoły roztocze pojawiło się w Polsce w latach 80-tych. Niedawno zaś pojawiła się nowa odmiana zaraźliwej choroby pszczół, nosemozy, która jest rodzajem biegunki i powoduje ginięcie owadów" - powiedział.

Pszczołom zaszkodziła też ostatnia zima - ciepła, wilgotna i deszczowa. "Pszczołom najbardziej szkodzi nie bardzo ostry mróz, ale wilgoć" - dodał.

Zwrócił uwagę, że zmniejszanie się populacji pszczół odbija się na gospodarce narodowej. "Produkcja i sprzedaż produktów pszczelich stanowi tylko około jednej dziesiątej wartości, jaką pszczoły dają gospodarce" - dodał. Z powodu ginięcia tych owadów - jak powiedział - Polska traci miliony złotych, "gdyż pszczoły mają ogromne znaczenie dla środowiska i dla gospodarki człowieka".

>>> Zobacz też: Ciepła zima: pszczoły nie śpią i przejadają zapasy

"Jeżeli pszczoła nie zapyli truskawki, to owoce są małe i brzydkie. Jeśli nie zapyli rzepaku, to plony tej rośliny spadają o 20-30 proc. A jeśli pszczoły w ogóle wyginą, to zniknie też trzy czwarte roślinności, bo tyle roślin w naszym klimacie wymaga zapylaczy, a głównym zapylaczem są pszczoły" - alarmuje Stańczyk.

Poinformował, że w 2001 roku w Polsce było 2,5 mln uli; teraz szacuje się, że jest ich ok. 0,8-1,2 mln. W Pomorskiem pod koniec 2000 r. było 36 tys. uli, a w 2011 r. - 33,6 tys. "Różnica w liczbie uli może nie wskazuje na dramatyczne zmniejszenie populacji, ale w tym okresie do Wojewódzkiego Związku Pszczelarzy w Gdańsku doszły koła pszczelarskie z Braniewa, Kwidzyna, Nowego Dworu Gdańskiego i Lubania, które znacząco wpłynęły na wzrost liczby pszczół w regionie" - tłumaczy Stańczyk. Zwrócił uwagę, że pszczelarze starają się odnawiać swoje pasieki.

Powiedział, że pomorskie należy do regionów o najmniejszej liczbie uli na powierzchnię. Pierwsze masowe ginięcie pszczół zaobserwowano tu w 2004 roku. Wtedy były przypadki, że np. z pasieki liczącej 100 uli zostawało tylko sześć.

Ze względu na pogarszającą się sytuację pszczelarstwa, w połowie marca w Warszawie odbył się "Marszu w obronie pszczół". Kilkaset osób protestowało przeciwko chemizacji rolnictwa, stosowaniu niebezpiecznych dla pszczół pestycydów i uprawie roślin GMO, które - zdaniem pszczelarzy - również mogą szkodzić pszczołom. Demonstrację zorganizowały różne organizacje pszczelarskie.