Miałem w tym tygodniu przyjemność gościć na Europejskim Kongresie Gospodarczym zorganizowanym w Katowicach. Na panelach dyskusyjnych, nieformalnych spotkaniach, w kuluarach można było porozmawiać na tematy gospodarcze, społeczne, polityczne. Goście dopisali, impreza się udała. Plus dla organizatora. Kolejna dobra wiadomość – na kongresie skorzystało też miasto. Zarobiły przecież hotele, taksówkarze, firmy cateringowe, ochroniarskie itd.
Czar udanej imprezy prysł jednak na katowickim dworcu. I nie chodzi mi tu bynajmniej o to, że jest właśnie praktycznie budowany na nowo. Jestem w stanie ponieść dodatkowy wysiłek przemieszczania się prowizorycznymi ukrytymi przejściami, wspinania się z bagażem po rozlicznych schodach ze świadomością, że jeśli przyjadę na Śląsk w przyszłym roku, powinien mnie już przywitać elegancki nowoczesny budynek. Trzeba go przecież kiedyś wybudować.
Dantejskie sceny zaczęły się, kiedy na peron wjechał ekspres Praga – Warszawa, a już na pierwszy rzut oka widać było, że pasażerów oczekujących jest znacznie więcej niż miejsc w pociągu. Jako posiadacz biletu pierwszej klasy, który udało mi się szczęśliwym trafem zdobyć, mogłem sobie pozwolić na komfort (tak mi się przynajmniej wówczas wydawało) obejrzenia dość ciekawego zjawiska socjologicznego: oto gromada „białych kołnierzyków” przeobraziła się na moich oczach w stado dzikich bestii szturmujących wagon Warsu, w którym można było zająć wolne miejsce. Ja – pomyślałem – poczekam sobie spokojnie i wsiądę do wagonu później, mam przecież miejscówkę. Ten komfort w niewielkim stopniu zmąciło wprawdzie to, że w zapowiedzi przez megafon nie usłyszałem, w którym sektorze mój wagon ma się zatrzymać. Inna sprawa, że w ogóle nic nie usłyszałem, a raczej nie zrozumiałem – pani zapowiadająca odjazdy pociągów na dworcu w Katowicach mogłaby z pewnością zająć miejsce na podium w mistrzostwach świata w szybkim czytaniu.
Reklama
Gdy tłum „warsowiczów” już się przetoczył, rozpocząłem poszukiwanie mojego przedziału. I tu niespodzianka – wagonu pierwszej klasy w ogóle nie było. Razem z innym pierwszoklasistami dopchnąłem się więc do pozostałych wagonów i zająłem miejsce – podobnie jak inni – w korytarzu i okolicach toalet. I w niewielkim stopniu kolejarzy obroni to, że wagon pierwszej klasy w końcu dołączono (przy okazji polecam bardzo zawstydzające dla naszej kolei porównanie polskiego wagonu pierwszej klasy z czeskim wagonem klasy drugiej). Bo nie może być tak, że o dołączeniu wagonu podróżni dowiadują się z głuchego telefonu, który przetacza się po korytarzach pociągu. Nie muszę chyba dodawać, że przez tę operację wyruszyliśmy z półgodzinnym opóźnieniem – choć tu oddam honor PKP, udało się je po drodze zniwelować.
Pewnych działań, a raczej zaniechać naszych kolejowych włodarzy pojąć nie mogę. Dlaczego w ostatnim dniu katowickiego kongresu nikt nie wpadł na pomysł, żeby puścić dodatkowe składy lub – jeśli z jakiś przyczyn dodatkowych pociągów uruchomić się nie dało – do tych już kursujących dołożyć kilka wagonów. Czy tak trudno było sobie wyobrazić, że na peronie czekać będzie kilkaset osób więcej niż zwykle, które będą chciały w jednym czasie przemieścić się do Warszawy. Sprzedać im bilety np. w dodatkowych wagonach pierwszej klasy to przecież czysty zysk dla firmy i to poniesiony chyba niezbyt wysokim kosztem.
Na koniec znów optymistycznie. Gdy staliśmy ściśnięci jak sardynki z perspektywą trzygodzinnej podróży w tych warunkach, ktoś rzucił hasło, że to preludium do tego, co będzie się działo podczas Euro 2012. Nie zgadzam się – na turniej wszystko jakoś się uda. Zmobilizujemy się i wspólnymi działaniami sprawimy, że wstydu nie będzie. Nadrobimy gościnnością i uśmiechem. Tak zresztą było we wspomnianym pociągu, gdzie jeszcze przed pojawieniem się dodatkowego wagonu, czyli w trudnym momencie, pasażerska brać się zorganizowała – powstały od razu prowizoryczne siedzenia ułożone z walizek, ustępowano miejsce paniom, podawano sobie, jak kiedyś cegły na budowie Nowej Huty, bagaże. Pytanie, czy po mistrzostwach znów rzucimy się sobie do gardeł z dzikością, jaką w oczach mieli ci, którzy szturmowali wagon restauracyjny.
ikona lupy />
Łukasz Korycki, zastępca redaktora naczelnego Dziennika Gazety Prawnej / DGP