Ukraińcy nawet bardziej niż Polacy odliczają dni do rozpoczęcia Euro 2012. Wicepremier Borys Kołesnikow zadeklarował przed kilkoma dniami, że Kijów jest gotowy do imprezy na 99,9 proc. Rzeczywistość jest mniej różowa, ale stopień przygotowania naszych wschodnich sąsiadów do finałów ME jest porównywalny do poziomu gotowości Polski.
9 maja, dokładnie miesiąc przed meczem grupy B Holandia – Dania, inaugurującym ukraińską część turnieju. Andrijiwśkyj Uzwiz, reprezentacyjna ulica Kijowa, często nazywana ukraińskim Montmartre’em. Malowniczo położoną na naddnieprzańskiej skarpie uliczkę, przy której przed wiekiem mieszkał Michaił Bułhakow, dzisiaj upodobali sobie artyści. Andrijiwśkyj przyciąga też tłumy turystów, ci jednak jeszcze pół roku temu musieli uważać, by na popękanym bruku nie połamać nóg.
Decyzja o rekonstrukcji nawierzchni zapadła jesienią ubiegłego roku, praktycznie w ostatniej chwili. Dlatego nawet 9 maja, w Deń Peremohy, hucznie świętowaną rocznicę pokonania III Rzeszy, trwały prace. Nie było czasu na subtelności. Pewnego dnia po prostu zerwano nawierzchnię i chodniki na całej długości i szerokości ulicy, a na plac budowy wjechał ciężki sprzęt. Miejsca inwestycji nie można było jednak całkowicie zamknąć, ponieważ wzdłuż ulicy mieszkają ludzie, mieszczą się firmy, muzea i kawiarnie, a drugiego dojazdu brak. W związku z tym kijowianie i goście lawirowali między koparkami i niezabezpieczonymi studzienkami, grzęznąc po kostki w piasku i starając się nie przeszkadzać uwijającym się w pocie czoła robotnikom. Mieszkańcy niektórych kamienic mieli też okazję popisać się tężyzną fizyczną. Po zdarciu bruku różnica poziomów między ostatnim schodkiem a ziemią potrafiła sięgać metra.
A jednak udało się. Odnowiony Andrijiwśkyj został oddany do użytku w ostatni weekend. Na ostatnią chwilę, ignorując zasady bhp i przy okazji burząc trzy stare budynki (jak chce „Ukrajinśka Prawda”, by zrobić miejsce pod biurowce najbogatszego Ukraińca, a przy okazji prezesa Szachtara Donieck Rinata Achmetowa), ale zawsze. I w zasadzie na tym można by zakończyć ten artykuł, bo sytuacja wokół kultowej uliczki nieźle odwzorowuje całość ukraińskich przygotowań: częściowo spóźnionych, częściowo na hurra, częściowo tak, by skorzystali najbogatsi Ukraińcy.
Impreza oligarchów
Euro to przecież okazja do załapania się na intratne zamówienia publiczne. Weźmy taki Charków. Lokalne władze zdecydowały się wymienić 10 ławek dla tamtejszego metra. Wygrała firma R-1, do tej pory znana raczej z produkcji studzienek kanalizacyjnych. Jedna drewniana ławka kosztowała 63 tys. hrywien (27 tys. zł). Za tę cenę można by kupić nowego fiata pandę z podstawowym wyposażeniem. Albo modernizacja kijowskiego Pałacu Sportu i przebudowa stadionu olimpijskiego w Kijowie (pierwsza nazwa: Czerwony Stadion im. Lwa Trockiego). Do obu inwestycji kierowana przez Kołesnikowa agencja ds. Euro dokooptowała firmę AK Engineering. Jej współwłaścicielem jest Iwan Szakurow, doniecki radny, dawniej osobisty prawnik Kołesnikowa. – To, że Szakurow jest moim doradcą prawnym, nijak nie wpłynęło na fakt, że AK Engineering został podwykonawcą. Firma wykonała wiele projektów. Mogłem się przekonać o wysokiej jakości ich pracy na wielu obiektach w obwodzie donieckim – tłumaczył wicepremier w rozmowie z „Ukrajinśką Prawdą”, która odkryła aferę.
Spore zamieszanie wywołała też sprawa centrum handlowego Trojićkyj, budowanego na placu przed stadionem olimpijskim w Kijowie. UEFA zażądała jego rozbiórki, ponieważ budynek blokował drogi ewakuacyjne z obiektu sportowego. Kijowskie władze przez wiele miesięcy markowały rozbiórkę, wprowadzając robotników na teren Trojićkiego tylko na czas wizyt Michela Platiniego. Ostatecznie Francuz huknął pięścią w stół i obiekt został rozebrany. Według doniesień mediów właściciel centrum, jeden z najbogatszych Ukraińców Wadym Nowynski (przy okazji honorowy prezes II-ligowego klubu PFK Sewastopol), dostał ponad 100 mln dol. odszkodowania.
– Władze przeznaczyły na Euro ogromne środki z budżetu (34 mld hrywien, czyli 14,6 mld zł). Pieniądze wydawano na tyle szybko, że stało się to świetną okazją do korupcji na różnych poziomach – mówi DGP Kristina Berdinskich, dziennikarka „Korriespondienta”, wiodącego ukraińskiego tygodnika opinii. Trudno jednak z ukraińskich oligarchów robić czarnego luda tej imprezy, skoro to właśnie im – a konkretnie trzem z nich – Kijów zawdzięcza niemal wszystko, co jednak udało się zrobić. Po pierwsze, Hryhorijowi Surkisowi, wpływowemu szefowi Federacji Futbolu Ukrainy, któremu w zgodnej opinii ekspertów zawdzięczamy sukces lobbingu na rzecz przyznania Polsce i Ukrainie prawa do organizacji mistrzostw.
Po drugie, Ołeksandrowi Jarosławskiemu, właścicielowi Metalista Charków, który zaangażował najwięcej prywatnych pieniędzy w przeprowadzenie imprezy. Nie tylko odnowił infrastrukturę sportową na należących do siebie obiektach, lecz także współfinansował przebudowę charkowskiego lotniska. Po trzecie zaś Kołesnikowowi, który jako wicepremier odpowiedzialny za organizację imprezy pracował na tyle sprawnie, że usłyszał od Gianniego Infantino, sekretarza generalnego UEFA, określenie „Super-Borys”. Spotkaliśmy się z Kołesnikowem przed dwoma laty. Opalony, szpakowaty mężczyzna w średnim wieku, lubiący drogie garnitury, używający na co dzień rosyjskiego, a nie ukraińskiego. Mówiący przy tym w charakterystyczny, cichy i pospieszny sposób.
Dziś Kołesnikow prezentuje urzędowy optymizm. – Według mnie minimalny zysk z imprezy wyniesie 1,3 mld – 1,5 mld dol. Bardzo byśmy chcieli, by ukraiński biznes zarobił, ile tylko się da. W miastach gospodarzach mamy wiele restauracji, kawiarni, hoteli na bardzo wysokim poziomie. Nie zapominajmy też, że całe mistrzostwa to znakomita promocja dla naszego kraju – mówił wicepremier w rozmowie z ukraińską wersją „Kommiersanta”. Jego zdaniem w czasie mistrzostw nad Dniepr przyjedzie około miliona kibiców.
Polityk Partii Regionów udzielił wywiadu w szybkim pociągu relacji Kijów – Lwów. Ukraińcy specjalnie na Euro kupili od Koreańczyków kilkanaście tego typu maszyn (a docelowo na tory ma wyjechać ponad 100 szybkich pociągów). Ukraińska kolej, choć wygodna i bezpieczna, należała do tej pory do najbardziej powolnych w Europie. Teraz na trasach łączących Kijów z Charkowem, Dniepropietrowskiem, Donieckiem i Lwowem pociągi pomkną z prędkością 160 km/h. Ukrzaliznycia (koleje państwowe) obiecuje, że podróż ze Lwowa do Doniecka potrwa najwyżej 12 godzin. Obecnie potrzeba na to doby. Na samo przygotowanie infrastruktury, by te cuda techniki nie wykoleiły się na torach, wydano 6 mld hrywien (2,6 mld zł).
Niestety, także w tym przypadku nie obyło się bez wpadek. Pierwsze pociągi ruszyły w trasę dopiero pod koniec maja. Jeden z nich wyjechał w trasę z Doniecka do Kijowa bez pasażerów, ponieważ faktyczna godzina odjazdu o niemal 60 minut poprzedzała tę podaną w rozkładzie i na biletach. W innym doszło do awarii prądu; pociąg stanął na kilkadziesiąt minut w szczerym polu. Nie do końca wyszło wprowadzenie internetowej sprzedaży biletów. Owszem, bilet można zamówić w trybie online, ale odebrać trzeba go w formie papierowej w kasie. A kupno biletu kolejowego w ukraińskiej kasie bez śladowej choćby znajomości ukraińskiego czy rosyjskiego wciąż graniczy z cudem.
Wyjazd na Ukrainę własnym samochodem nie jest jednak lepszą alternatywą. Ukraińskie drogi mają zasłużoną fatalną opinię. Władze wciąż ścigają się z czasem, by zdążyć oddać do użytku odremontowany odcinek autostrady z Żytomierza do Kijowa (strategiczna także dla kibiców trasa ze Lwowa przez stolicę do Doniecka), co nieco przypomina desperacką walkę o autostradę A2 w Polsce. Na razie przyzwoicie wygląda tylko odcinek ze Lwowa do Żytomierza i ok. 150 km za Kijowem w stronę Charkowa i Doniecka.
– Drogi to nasz wspólny problem. W Polsce chodzi głównie o to, że są one wąskie. Jadąc z Warszawy do Poznania, przez pół godziny staliśmy w korku na wyjeździe ze stolicy. Z kolei na Ukrainie podstawowym problemem jest jakość nawierzchni – stary, popękany asfalt, dużo dziur – mówi Kristina Berdinskich. Ukraińscy kierowcy jeżdżą mniej bezpiecznie niż polscy, choć w ciągu ostatnich lat wiele się w tej kwestii poprawiło. Nikogo już dziś nie dziwi przepuszczenie pieszego na pasach w Kijowie. Rzadsze – choć nie do końca wyplenione – są też przypadki wymuszania łapówek od zagranicznych kierowców przez milicję.
Berdinskich radzi, by na Ukrainę wybrać się samolotem. Lotnisko w Boryspolu pod Kijowem zyskało nowy terminal, zlikwidowano uciążliwy obowiązek wypełniania karteczek imigracyjnych, znacznie wzrosła też sprawność kontroli paszportowej dla cudzoziemców. Nie ma większych problemów, by dogadać się z kontrolerem po angielsku. W przypadku milicjantów czy pań w kasach nie jest to takie oczywiste. Po polsku może być nawet łatwiej niż po angielsku – język ukraiński jest o wiele bardziej podobny do naszego niż rosyjski, a wbrew pozorom przytłaczająca większość Ukraińców zna ten język, nawet jeśli na co dzień posługuje się rosyjskim.
Większość restauracji w miastach gospodarzach dysponuje jadłospisami w wersji angielskiej, młodzi ludzie mogą się w większości pochwalić znajomością języka pozwalającą co najmniej na dogadanie się w najprostszych kwestiach. Także stacje kijowskiego metra otrzymały dodatkowe nazwy w alfabecie łacińskim oraz wyczytywane po angielsku komunikaty. I choć czasem jest to dość koślawy angielski na wzór naszego „feel like at home”, to jednak pozwala odnaleźć się w obcym świecie cyrylicy kibicom, którzy do tej pory nie mieli kontaktu z innymi systemami pisma.
Problemy językowe to jednak i tak drobnostka przy kłopotach z zakwaterowaniem. Ukraińscy hotelarze tak drastycznie podwyższyli ceny pokojów, że rozwścieczyli samego szefa UEFA Michela Platiniego. – Po to macie instytucje rządowe, by utrzymywać ceny na normalnym poziomie. Nie wolno ich zmieniać z dnia na dzień z 40 do 100, a potem 500 euro – powiedział, sugerując zarazem, że niektórzy hotelarze złamali nawet obietnice cenowe złożone władzom UEFA. – Nie jestem sędzią ani policjantem, nic na to nie poradzę, ale kontrakty powinny być przestrzegane – tłumaczył, wizytując niedawno Ukrainę i określając przy okazji co bardziej pazernych hotelarzy mianem bandytów i oszustów.
Trudno się Platiniemu dziwić. Zdaniem magazynu „Fokus” wszelkie rekordy pobił trzygwiazdkowy hotel Yellow Unlimited w Charkowie. Zwykle noc w dwuosobowym apartamencie kosztuje tam 960 hrywien (415 zł). Na okres Euro właściciele podnieśli ją 16-krotnie. Jeśli ktoś chciałby spędzić tam osiem dni, podczas których na miejscowym stadionie zostaną rozegrane trzy mecze fazy grupowej, musiałby zapłacić równowartość 52,9 tys. zł. Za tę cenę można kupić nowe renault clio. Noc w kilku hotelach na Ukrainie kosztuje więcej niż w 170-metrowym apartamencie deluxe w słynnym Burdż al-Arab w Dubaju. Nawet za miejsce na kempingu w Doniecku organizatorzy żądają powyżej 1 tys. hrywien (430 zł).
– Ceny są kosmiczne – kręci głową 27-letni Mateusz, który jedzie na ukraińską część Euro z grupą znajomych. – Przez pierwsze pięć dni mamy noclegi, ale kolejne trzy dni, w których powinniśmy wynająć pojedyncze noclegi w Kijowie, Doniecku i ponownie w Kijowie, jesteśmy bezdomni, nikt nie chce nam niczego wynająć na tak krótki okres za rozsądną cenę. Propozycje zaczynają się od 200 – 300 euro od osoby – dodaje. Co na to władze Ukrainy? Z jednej strony premier Mykoła Azarow groził wprowadzeniem urzędowych cen za noclegi w hotelach. Z drugiej jednak szef ukraińskiego komitetu organizacyjnego Markijan Łubkiwski tłumaczył, że słowo „bandyta” ma w języku francuskim łagodniejszą konotację. Wicepremier Kołesnikow doszukiwał się nawet plusów takiej sytuacji. – Popatrzmy na to z drugiej strony. Dajmy naszym hotelom chociaż małą szansę zarobić – mówił „Kommiersantowi-Ukraina”. Jemu trudno się jednak dziwić; według ukraińskiego wydania „Forbesa” majątek Kołesnikowa jest wart 430 mln dol. Stać go więc na najbardziej absurdalnie drogie hotele.
Turniej ostatniej szansy
A co z formą sportową Ukraińców? Bukmacherzy oceniają szanse podopiecznych słynnego niegdyś zawodnika Dynama Kijów Ołeha Błochina podobnie jak naszą reprezentację, choć według rankingu FIFA Ukraina jest notowana znacznie wyżej niż my (na 50. miejscu wobec naszego 65.). W przeciwieństwie do biało-czerwonych dominują jednak piłkarze starszego pokolenia. 35-letni Andrij Szewczenko, najlepszy piłkarz w historii niepodległej Ukrainy, magazyn 1 – 3 czerwca 2012 nr 106 (3244) gazetaprawna.pl szansa Ukrainy Andrijiwśkyj Uzwiz. Prace przy odnowieniu kijowskiego Montmartre’u trwały nawet w Dzień Zwycięstwa i jego partner w ataku 32-letni Andrij Woronin po Euro mają zakończyć karierę reprezentacyjną. Trzydziestkę przekroczyli też (albo się do niej zbliżają) trzej czołowi obrońcy i czterech pomocników. Dla nich wszystkich Euro to ostatnia szansa na sukces. Do tej pory ich najlepszym wynikiem był ćwierćfinał mistrzostw świata w 2006 r. Również wówczas trenerem był Błochin.
Także patrząc szerzej, sukces organizacyjny na Euro może być dla Ukrainy ostatnią szansą na zachowanie twarzy. Wizerunkowi gospodarzy nie pomogło uwięzienie ekspremier Julii Tymoszenko i innych dawnych członków jej rządu, niewyjaśnione do dziś zamachy bombowe w Dniepropietrowsku ani informacje na temat akcji usypiania bezpańskich psów, rozdmuchanej co prawda do absurdalnych rozmiarów przez internetowych aktywistów (z jednej z ulotek wynika, że Ukraińcy mieliby zabić 250 mln psów i kotów, czyli 1/4 światowej populacji tych zwierząt). W Ukrainę, podobnie jak w Polskę, uderzył też wyemitowany przez BBC film z cyklu „Panorama”, w myśl którego stadiony w naszych krajach to siedlisko rasizmu, a znad Wisły i Dniepru osoby o innym kolorze skóry mają wielką szansę wrócić w trumnach. I choć jednostronność obrazu biła po oczach, tego typu czarny PR bywa skuteczny.
Kibice mogą się też natknąć na opozycyjne protesty. Na reprezentacyjnej ulicy Kijowa, Chreszczatyku, dzień i noc stoi miasteczko namiotowe zorganizowane pod gmachem sądu peczerskiego przez działaczy Batkiwszczyny (Ojcowizny), partii Tymoszenko. Co jakiś czas dają o sobie znać działaczki Femenu, które w ramach topless-walki z postrzeganiem Ukrainy jako kraju taniego seksu i łatwych dziewczyn zaatakowały niedawno puchar Henry’ego Delaneya podczas jego naddnieprzańskiego tournee.
Kristina Berdinskich w ostatnich tygodniach kilkukrotnie gościła w naszym kraju, obserwując przygotowania do imprezy. – Poziom przygotowania Polski jest wyższy. Ale wynika to nie tyle z działań władz obu państw, ile z faktu, że Polska znajduje się na innym etapie rozwoju. Dlatego borykała się przy przygotowaniach ze znacznie mniejszą liczbą problemów niż Ukraina – komentuje Berdinskich.