Z kolejnego druku banknotów z wizerunkami byłych prezydentów Ameryki ucieszyliby się z pewnością posiadacze akcji. Pierwsze QE z przełomu 2008 i 2009 r. nie tylko powstrzymało spadki na giełdach, lecz także doprowadziło do dwuletniej hossy, która skończyła się w kwietniu 2011 r. Tymczasem od końca I kwartału tego roku niemal wszystkie rynki akcji notują coraz niższe poziomy.
Ostatnio wpadł mi w ręce ciekawy wywiad, w którym ekspert ostrzega przed skutkami nadmiernego luzowania polityki pieniężnej w USA. Obawia się, że za dwa lata od momentu przeprowadzenia rozmowy w Ameryce inflacja będzie na znacznie wyższym poziomie. „Głównym powodem będzie próba uniknięcia głębokiej recesji. Rząd będzie próbował stymulować gospodarkę. To taktyka, która w zasadzie nie działa” – mówi. Pytający: „Inaczej mówiąc, obawy przed recesją doprowadzą do istotnego poluzowania polityki pieniężnej, co w rezultacie doprowadzi do inflacji?”. Ekspert odpowiada: „Tak. Ludzie, którzy pożyczają pieniądze rządowi, jak również cała strefa biznesowa, nie zaakceptują poluzowania polityki pieniężnej jako sposobu na recesję”.
Dziennikarz pyta, czy problemy USA z zadłużeniem to tykająca bomba, która zmasakruje ostatecznie gospodarkę. „Oczywiście” – pada odpowiedź. Ekspert porównuje sytuację do termitów w fundamentach domu. „Możesz ich nie zauważać, aż do dnia, w którym zeżrą spory kawał ściany i dom się zapadnie” – mówi. Według niego jedynym wyjściem z tej sytuacji jest daleko idące ograniczenie wydatków państwa i utrzymywanie stałej podaży pieniądza skorygowanej wyłącznie o wskaźnik wzrostu gospodarczego. Przyznaje szczerze, że to nie jego pomysł, tylko znanego ekonomisty Miltona Friedmana.
Ciekawe poglądy, nieprawdaż? Tym, który nie bał się ich wygłosić, był Richard Dennis, jeden z najsłynniejszych i najbardziej skutecznych inwestorów w historii. Facet, który z 400 dolarów zrobił miliony. Jeden z najlepiej rozumiejących zasady funkcjonowania ekonomii i rynków finansowych. Wywiad przeprowadził Jack D. Schwager w połowie 1988 r. Dziś można go przeczytać w książce „Czarodzieje rynku”.
Reklama
Co było później? Pod koniec 1990 r. inflacja w USA sięgnęła 6,3 proc. i była o 2,3 proc. wyższa niż w momencie przeprowadzania wywiadu. Był to efekt luzowania polityki pieniężnej w USA w latach 1986 – 1988. Recesji nie udało się uniknąć. Nadeszła na przełomie 1990 i 1991 r. Najgorszy był IV kwartał 1990 r., kiedy to gospodarka USA skurczyła się o 3,5 proc.
A co jest najśmieszniejsze? To, że po dwudziestu latach ten wywiad doskonale wpisuje się w obecną sytuację USA. Z tą różnicą, że najniższy poziom głównej stopy procentowej z lat 80. to niecałe 6 proc. Tymczasem od końca 2008 r. pozostaje ona na poziomie 0,25 proc. A poziom amerykańskiego długu publicznego w relacji do PKB urósł od tamtej pory z około 59 proc. do 103 proc.
Od września 1981 r. termity zadłużenia podgryzają dom Amerykanów. Wtedy dług w relacji do PKB był na najniższym poziomie od początku II wojny światowej (32,5 proc.). Czy Fed rzuci im na pożarcie dolary? Historia pokazała już, że to ich nie powstrzyma. I że niczego się od niej nie nauczyli.