11 lat temu Argentyna nie była w stanie obsłużyć zadłużenia zagranicznego obejmującego obligacje o wartości 95 mld dolarów oraz kredyty warte dalsze 40 mld dol. Obecnie kraj ten jest na niedobrej drodze by zbankrutować po raz dziewiąty.

Argentyna to kraj chronicznej inflacji i problemów z utrzymaniem kursu krajowej waluty. Od lat 60-tych XX wieku, Argentyna podejmowała co najmniej sześć programów dostosowawczych, których celem była stabilizacja cen, walka z inflacją.

Podstawowym narzędziem w walce z inflacją i próbach dostosowania inflacji do światowego wzrostu cen było zarządzanie kursem waluty krajowej, tzw. „currency board”. Rolę kotwicy dla wzrostu inflacji miał z reguły pełnić właśnie kurs waluty. Za każdym razem rozwiązanie to przynosiło początkowo pozytywne efekty. W miarę upływu czasu, sytuacja powracała jednak do normy: inflacja w Argentynie rosła niewspółmiernie wysoko w porównaniu ze wzrostem cen towarów i usług w świecie.

Wiele reform bez trwałych efektów

Dlaczego polityka sztywnego kursu nie odnosiła w Argentynie trwałego efektu? Powodów trzeba upatrywać w:

Reklama

- Stałym popycie na finansowanie w kredycie zagranicznym. Zaciąganie długu dotyczy wielu firm argentyńskich, których specyfika, rozwój i relacje biznesowe były i są w dużej zależności od partnerów handlowych, inwestorów z zagranicy;

- Braku zaufania ludności do waluty krajowej. Argentyńczycy doświadczyli wielu kryzysów walutowych, oficjalnych dewaluacji peso. W konsekwencji często tracili znaczną wartość posiadanych oszczędności;

- Częstym, koniunkturalnym spadku cen w eksporcie argentyńskim. Konsekwencją był mniejszy wpływ dewiz, głównie dolara amerykańskiego, podstawowej waluty rozliczeniowej w obrotach handlu zagranicznego Argentyny;

- Efektach podejmowanych ataków spekulacyjnych na dolara, co prowadziło do skupu waluty do obrotu na czarnym rynku.

Mechanizm się powtarzał. Kiedy program kolejnego „zarządu walutą” przestawał funkcjonować i przynosić efekty – następował wzrost zamiast obniżki inflacji – rząd Argentyny rezygnował ze sztywnego kursu, a w konsekwencji dewaluował znacznie oficjalny kurs peso do dolara.

Próbowano też innych, równie nieskutecznych metod walki z inflacją. W okresie nadmiernego popytu na dolara wprowadzany był przez rząd podwójny kurs wymiany. W rozliczeniach podmiotów rynku finansowego obowiązywał płynny kurs peso, a do pozostałych rozliczeń stosowano kurs sztywny.

Ani nowa waluta, ani związek peso z dolarem

Nie mając dobrych doświadczeń w podejmowanych wcześniej działaniach na rzecz stabilizacji i niskiej inflacji – przy wykorzystaniu różnej polityki kursu waluty – Argentyna zdecydowała się na zastąpienie w latach 1985 – 1992 peso nową walutą – australem. Ale i ten eksperyment się nie powiódł, Argentyna wróciła do peso.

Bankructwo Argentyny w 2001 roku też poprzedzone było okresem sztywnego zarządu peso, którego wartość ustalona była w parytecie do dolara: (1 peso = 1 dolar), a wartość do innych walut zmieniała się wtedy, kiedy zmieniał się kurs dolara do tych walut. Bez względu na wielkość podaży dolara amerykańskiego w Argentynie – eksport, kredyty zagraniczne, transfery, inne płatności – kurs peso do dolara pozostawał przez wiele lat taki sam, równy jedności.

Wydawało się, że ten model zarządzania kursem jest wreszcie właściwy dla Argentyny. Niestety, spadek cen eksportu Argentyny, znaczne potrzeby dolarowe na obsługę długu zagranicznego, a także zachwianie wartością dolara, które nastąpiło na skutek przeceny akcji spółek technologicznych na giełdzie w Nowym Jorku w 2001 r., po raz kolejny spowodowały porażkę zarządu walutą w Argentynie.

W styczniu 2002 r., po ogłoszeniu niewypłacalności, Argentyna uwolniła peso z kotwicy do dolara. Taki był warunek MFW, który udzielił wówczas Argentynie kredytu finansowego niezbędnego dla dalszego funkcjonowania gospodarki. Przez następnych 10 lat Argentyna nie miała problemów z kursem własnej waluty. Wszystko kolejny raz popsuła wewnętrzna inflacja.

W latach 2002 – 2010, Argentyna zarządzała gospodarką i rynkiem finansowym w taki sposób, że kurs peso był cały czas płynny, a dostęp i obrót dolarami w kraju nie podlegał restrykcjom. W 2011 r. wzrost inflacji wywołał wzmożony popyt na dolary, na co rząd zareagował wprowadzeniem kontroli rynku walutowego, by regulować podażą i popytem dolarów w Argentynie. Doprowadziło to do odrodzenia się czarnorynkowego kursu peso. Sytuacja powtarza się.

Argentyna musi mieć nadwyżkę handlową, bo nikt jej nie pożyczy

Rząd Argentyny szacuje, że dla bieżących potrzeb finansowych kraju i obsługi zadłużenia zagranicznego, potrzeba rocznie około 10 mld dolarów nadwyżki z obrotów w handlu zagranicznym. O tyle mniej więcej wartość eksportu Argentyny musi być wyższa w stosunku do bieżących wydatków na import. Są to potrzeby minimalne w sytuacji gdy Argentyna nie ma dostępu do nowych kredytów zagranicznych, co jest konsekwencją bankructwa z 2001 r. i nie chce uszczuplać rezerw dewizowych.

W obecnych uwarunkowaniach rynkowych, pogorszenia się koniunktury gospodarczej w świecie, a w konsekwencji zmniejszenia możliwości eksportu, Argentynie jest niezwykle trudno osiągnąć potrzebną nadwyżkę eksportową. Rząd ucieka się w tej sytuacji do wprowadzania restrykcji w dostępie i obrocie dolarami by poprawić równowagę rachunku bieżącego państwa. Głównym celem jest zahamowanie odpływu prywatnych depozytów dolarowych z systemu bankowego.

Są to działania co najwyżej doraźne. Wcześniejsze doświadczenia samej Argentyny, a także praktyka innych krajów wskazują, że wprowadzone ograniczenia dewizowe w obrocie handlowym kraju spowodują jednocześnie spadek inwestycji zagranicznych w Argentynie. Niedawne wyrzucenie z kraju tak wielkiego inwestora jakim jest hiszpańska firma paliwowa Repsol jedynie tę sytuację przypieczętowuje. Po dokonanej nacjonalizacji firmy naftowej YPF Argentynie trudno będzie liczyć na pozyskanie zewnętrznych kapitałów.

Czytaj cały artykuł na: