Znaczna część starych elektrowni węglowych wybudowanych jeszcze przed 1989 r. dożywa swoich dni. W ciągu najbliższych kilku lat trzeba będzie je wyłączyć. Co w zamian? Starą, centralną energetykę zasilaną węglem rodem z XX w. można zastępować tysiącami małych, lokalnych instalacji mających swe źródło w wietrze, słońcu, wodzie, biogazie. Większość komentatorów ustawy o OZE uważa, że ten akt prawny wskazuje kierunek zmian i będzie sprzyjać rozkwitowi produkcji energii ze źródeł odnawialnych, w tym z lokalnych mikroźródeł.
– Udział energii odnawialnej w łącznej produkcji energii elektrycznej jest w Polsce wielokrotnie niższy niż w tych krajach UE, które znacznie wcześniej zaczęły inwestować w dekarbonizację energetyki, np. w Niemczech czy Hiszpanii – wskazuje Zbigniew Rogóż, partner w Saski Partners.

OZE priorytetem

Reklama
Teraz Polska chce wkroczyć w ślady tych krajów. Dzięki temu ma szanse uniknąć przewidywanego niedoboru mocy w systemie. Ponadto rozwój OZE stworzy tysiące zielonych miejsc pracy, poprawi jakość środowiska i zmniejszy zagrożenie dla zdrowia Polaków. Każdy nowy projekt OZE generuje korzyści dla wszystkich jego uczestników – dla właściciela gruntu, na którym funkcjonować będzie instalacja, dla samorządu lokalnego, dla dostawców technologii produkcji zielonej energii, dla firm budowlano-montażowych, a także serwisowych, dla banków finansujących, dla inwestorów, a w końcu także dla systemu elektroenergetycznego i jego klientów.

Stopniowy rozwój

Zmiany w energetyce nie będą jednak zachodzić z roku na rok. Rządowa wizja polityki energetycznej rozkłada ten proces na kilkanaście lat. Polska dlatego dwukrotnie zawetowała nowe propozycje unijnej polityki klimatycznej, gdyż zakładały one, że do rezygnacji ze spalania z węgla może dojść niemal z dnia na dzień. Tymczasem to jest utopia, groźna dla gospodarki. Polski rząd konsekwentnie ją odrzuca. Niemniej plany rządu zakładają obniżenie emisji CO2 o 60 proc. do 2030 r. przez poprawianie efektywności energetycznej i rozwój odnawialnych źródeł energii.
Dziś moc zainstalowana w energetyce wiatrowej w Niemczech wynosi 30 GW. Jest to rynek, który jednak dynamicznie się rozwijał od przeszło 15 lat. Rozwój ten był możliwy dzięki stabilności regulacyjnej zapewniającej bezpieczeństwo inwestorom i bankom. Stabilny system dotacji to zdaniem ekspertów cena, jaką trzeba zapłacić, by móc odchodzić od konwencjonalnej energetyki rodem z XX wieku i budować niskoemisyjną, przyjazną produkcję energii ze źródeł odnawialnych.

Stabilne wsparcie

Inwestycje w odnawialne źródła energii wspierane są przez system subwencji. To dlatego energia ze źródeł odnawialnych jest wciąż droższa niż ze źródeł konwencjonalnych. Aby projekty inwestycyjne w OZE zapewniały inwestorom odpowiedni zwrot z zainwestowanego kapitału, system dotacji musi być stabilny.
– W sytuacji destabilizacji systemu dotacji niepomiernie rośnie ryzyko inwestycyjne oraz ryzyko kredytowe, co może w znacznym stopniu wyhamować planowane inwestycje w OZE – zauważa Z. Rogóż.
Pozytywne opinie dotyczące ustawy o OZE wskazują, że regulator chce ustabilizować system finansowego wsparcia OZE, co dobrze wróży rozwojowi zielonej energetyki. Polska pójdzie więc śladami innych państw UE, które subsydiują produkcję prądu z wiatru, słońca, biomasy czy biogazu. W UE odnawialne źródła energii dlatego się rozwijają, bo państwa gwarantują stałą cenę za OZE (system feed in tariff), albo zobowiązują dystrybutorów energii, by kupowali od producentów zielonej energii papiery wartościowe (tzw. zielone certyfikaty) i w ten sposób dokumentowali spełnienie prawnego wymogu. W obu przypadkach za wsparcie OZE ostatecznie płacą konsumenci.
– Zawsze powstaje pytanie, kto za ten luksus płaci? Płaci zawsze odbiorca końcowy, ale aby zapłacił, musi mieć przekonanie, że w zamian otrzymuje wymierną korzyść. Tą korzyścią jest poprawa jakości środowiska, a rozpoznać tę korzyść może społeczeństwo posiadające rozwinięty zmysł ekologiczny – przekonuje Z. Rogóż.
ikona lupy />
Cena zielonej energii w 2013 r. / DGP