To zaś oznacza, że rząd ekspertów profesora Montiego, powołany w listopadzie zeszłego roku przez prezydenta Giorgio Napolitano dla ratowania finansów państwa, ma mało czasu na dokończenie pracy.

Co więcej, jeśli Monti nie zmieni zdania i faktycznie ustąpi ze stanowiska premiera pod koniec obecnej kadencji parlamentu na wiosnę przyszłego roku, dojdzie do tego w chwili, gdy spodziewane są pierwsze konkretne rezultaty przeprowadzanych przez niego reform i procesu uzdrawiania finansów zadłużonego państwa. Zgodnie z zamierzeniami rady ministrów rok 2013 ma przynieść równowagę w budżecie. Spodziewane są także pierwsze wyraźne oznaki ożywienia gospodarczego po okresie obecnej recesji.

Monti pytany o przyszłość oświadczył: "Zawsze wykluczałem i wykluczam także dzisiaj możliwość, by moje doświadczenie rządowe wykroczyło poza następne wybory, których termin oznacza też naturalne wygaśnięcie pracy rządu". Jednocześnie podkreślił, że pozostanie w parlamencie jako dożywotni senator; tytuł ten prezydent Napolitano przyznał mu tuż przed powierzeniem mu misji sformowania rady ministrów.

Od ośmiu miesięcy Włochami rządzi gabinet, w którym nie ma polityków, są natomiast eksperci i wybitni profesorowie uniwersyteccy oraz naukowcy.

Reklama

Rząd Montiego ma poparcie głównych sił politycznych w parlamencie: centroprawicy byłego premiera Silvio Berlusconiego i centrolewicowej Partii Demokratycznej. Poparcie to musi często weryfikować łącząc głosowania nad kolejnymi reformami strukturalnymi z głosowaniem nad wotum zaufania.

Poza tym szef apolitycznego rządu regularnie przedstawia w parlamencie rezultaty swej pracy oraz szczytów Unii Europejskiej, w których uczestniczy. To, co niektórzy komentatorzy postrzegają jako poszukiwanie politycznego poparcia i gwarancji stabilności rządu, inni oceniają znacznie ostrzej: jako dowód, że wybitny włoski ekonomista, dwukrotny komisarz UE z wielkim dorobkiem ma spętane ręce i jest uzależniony od skłóconej sceny politycznej.

Wtorkowe słowa premiera otworzyły polityczną dyskusję na temat przyszłości kraju po zakończeniu pracy jego gabinetu i możliwych scenariuszy, podczas gdy centrolewica miała nadzieję, że będzie on jej kandydatem na premiera w przyszłorocznych wyborach. Również Berlusconi jako lider Ludu Wolności kilka miesięcy temu wyrażał pragnienie, by Monti rządził krajem dłużej niż do połowy 2013 roku.

Obecnie po prawie trzech kwartałach marginalizacji znaczenia polityków, co było jednym z pierwszych efektów powołania rządu ekspertów, szykują się oni do wielkiego powrotu. Zmuszony do ustąpienia w listopadzie zeszłego roku Berlusconi mówi wprawdzie, że popiera obecny gabinet, ale przypomina zarazem, że rząd ten nie został przez nikogo wybrany i działa w warunkach "ograniczenia demokracji".

Liderzy dwóch największych ugrupowań wykluczają zarówno możliwość dalszej współpracy ponad podziałami, jaka ma miejsce teraz, jak i hipotezę wielkiej koalicji.

Publicysta "Corriere della Sera" Antonio Polito zastanawia się nad tym, jaka przyszłość czeka Włochy po odejściu Montiego. W opublikowanym w środę komentarzu "Włochy, które będą nieznaną ziemią" ostrzega, że po 2013 roku na mapach zagranicznych inwestorów w miejscu Italii widnieć będzie łaciński napis "hic sunt leones" (tu są lwy). Tak przed wiekami oznaczano nieznane, groźne, nieodkryte jeszcze krainy.

Teraz zdaniem publicysty największej włoskiej gazety należy zastanawiać się, co zrobią ci, którzy przyjdą po Montim i czy dokończą dzieło profesora: zagwarantują uspokojenie rynków finansowych i zapewnią wzrost gospodarczy.

Polito pisze, by skoncentrować uwagę na Partii Demokratycznej, której sondaże dają największe szanse na wyborcze zwycięstwo. Kładzie on jednocześnie nacisk na paradoks: ugrupowanie Pierluigiego Bersaniego popiera z poczucia odpowiedzialności za państwo rząd Montiego i robi wszystko, by nie dopuścić do przyspieszonych wyborów, ale z drugiej strony nie aprobuje niemal żadnego z jego rozporządzeń. Partia Demokratyczna "głosuje za rządem, bo musi, ale krytykuje go, kiedy tylko może"- stwierdza znany komentator.

Swoiste "rozdwojenie" Partii Demokratycznej polega na tym, że bliżej niż do ponadpartyjnego rządu ekspertów jest jej tradycyjnie do centrolewicowej potężnej centrali związkowej Cgil, która pracę ministrów i reformy strukturalne ocenia bardzo surowo widząc w nich niesprawiedliwość i wymierzanie ciosów w warstwy najsłabsze.

Gdyby wybory wygrała ta właśnie partia, to niemal pewne jest, że premierem będzie jej lider Bersani. Jest on stanowczym zwolennikiem powrotu polityków do sterów rządów, o czym świadczą jego niedawne słowa: "Włochy mają prawo być demokracją taką, jak inne". Jego zdaniem przyszłoroczne wybory muszą być pojedynkiem centrolewicy z centroprawicą.

Jednak program gospodarczy Bersaniego i jego formacji nie jest znany. Na razie jasne wydaje się tylko, że jest ona sceptyczna wobec przeprowadzanych teraz reform strukturalnych, między innymi na rynku pracy, oraz pakietu wielkich oszczędności i cięć.

Antonio Politi zauważa, że nie można lekceważyć także i tego, że warunki Bersaniemu może stawiać część radykalnej włoskiej lewicy - zarówno intelektualiści, jak i związkowcy - bardzo krytycznie oceniającej metody Montiego.

W tej sytuacji nie wiadomo, czy wystarczy stanowisko piętnastu prominentnych polityków PD, którzy jeszcze przed wtorkową deklaracją Montiego w liście otwartym na łamach "Corriere della Sera" zaapelowali o realizację programu jego rządu także po wyborach w przyszłym roku.

O potrzebie kontynuacji przekonany jest "ojciec" obecnego rządu, prezydent Giorgio Napolitano, który wyraził nadzieję, że ugrupowania polityczne będą podążać drogą "konsekwentnego rozwoju" także po maju 2013 roku.

Równie niejasne są gospodarcze plany przeżywającego poważny kryzys Ludu Wolności Berlusconiego, który po upadku jego rządu stracił większość poparcia w sondażach. Choć formalnie ugrupowaniem tym kieruje jako sekretarz generalny były minister sprawiedliwości Angelino Alfano, to o jego przyszłości wciąż decyduje były premier. Uważa on przede wszystkim, że należy zmienić nazwę ugrupowania i już pod nową iść do wyborów.

Zdaniem Berlusconiego naturalnym kandydatem na stanowisko premiera jest 41-letni Alfano. Jednocześnie były premier pod koniec czerwca zadeklarował gotowość zajęcia stanowiska ministra finansów w jego rządzie. Lewicowa prasa oceniła sarkastycznie, że nic tak nie odstraszy wyborców centroprawicy, jak ta perspektywa.

Ugrupowanie medialnego i finansowego magnata straciło swego wieloletniego sojusznika i koalicjanta w kolejnych jego rządach, czyli prawicową Ligę Północną. Ich drogi rozeszły się na się na tle poparcia dla rządu Montiego, którego Liga stanowczo odmówiła.

Następnie separatystyczna partia pogrążyła się w wewnętrznym kryzysie z powodu skandalu finansowego. Na jaw wyszło, że doszło tam do masowego procederu sprzeniewierzania milionów euro z partyjnej kasy, która była przeznaczana na prywatne potrzeby części polityków oraz synów założyciela, Umberto Bossiego. Lider ustąpił, jego miejsce zastąpił były szef MSW w rządzie Berlusconiego Roberto Maroni. Osłabiona Liga Północna traci raptownie poparcie w sondażach i może nawet nie wejść do następnego parlamentu.

W obliczu takiej sytuacji na scenie politycznej dziennik "La Repubblica" zwraca uwagę na zaniepokojenie Unii Europejskiej o to, kto zasiądzie w fotelu premiera w Rzymie. Pisze o wyraźnych naciskach w Europie na Montiego, by pozostał. Według rzymskiej gazety liderzy państw UE chcą mieć gwarancje kontynuacji. Takie samo, zauważa dziennik, jest stanowisko Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w ocenie którego program naprawczy w Rzymie dopiero się rozpoczął i pozostało wiele do zrobienia.

"La Stampa" pisząc o narastającej we Włoszech atmosferze niepewności, co będzie dalej, podkreśla zaś, że jest absolutnie za wcześnie, by mówić o przyszłości Mario Montiego.