Zwycięstwo w tym starciu może być decydujące dla wpływów Rosji w całym naszym regionie. Taką tezę postawił Ołeksandr Kramar, komentator kijowskiego magazynu „Ukrajinśkyj Tyżdeń”. Przypomnijmy: 4 września Bruksela wszczęła postępowanie, które może zakończyć się nałożeniem na rosyjski koncern, powszechnie uznawany za ramię Kremla ds. nacisków gospodarczych, grzywny w wysokości 15 mld dol. Zarzuty są trzy: koncern miał podzielić rynki, utrudniając swobodny przepływ gazu (np. zakazując odsprzedaży surowca), uniemożliwiając dywersyfikację dostaw i narzucając nieuczciwe ceny.

Moskwa – pisze Kramar – odpowiedziała taką retoryką, jaką potraktowała Ukrainę w styczniu 2009 r., gdy w środku zimy zakręcono Kijowowi kurki, pozbawiając przy okazji gazu większą część Bałkanów. Rdzeń propagandy stanowiła wówczas teza, że Kreml nie może dalej sponsorować obcego państwa, jakim jest Ukraina (z niedopowiedzeniem w postaci „skoro to obce państwo złośliwie wyrywa się z naszej strefy wpływów”). Teraz Putin mówi to samo. – Wszystkie te kraje (w których obronie występuje Komisja – red.) zostały swego czasu przyjęte do Unii, która przyjęła na siebie zobowiązanie subsydiowania ich gospodarek. Teraz ktoś w Komisji chyba zadecydował, że część tego subsydiowania powinniśmy wziąć na siebie. Zjednoczona Europa chce zachować polityczne wpływy, ale żebyśmy my za to troszkę zapłacili – oświadczył rosyjski prezydent. Oferta Kremla jest więc prosta: zostawcie w spokoju nasze umowy z Polakami, Słowakami czy Estończykami albo podzielcie się wpływami politycznymi.

A śledztwo Komisji? Jeśli Bruksela ugra swoje, da władzom w Kijowie motywację do urwania się z rosyjskiej smyczy energetycznej i przyjęcia europejskiego prawodawstwa w tej sferze. W przeciwnym razie Ukraina będzie stracona. Wszystko – dodajmy od siebie – zgodnie z wyznawaną przez prezydenta Janukowycza zasadą, zaczerpniętą ze słownika kazachskiego przywódcy Nursułtana Nazarbajewa: „Tyle Rosji, ile trzeba, ale ani grama więcej”. Porażka UE sprawi, że Kijów będzie musiał przyjąć więcej Rosji, której granice wpływów przesuną się tym samym setki kilometrów na zachód.

Z wagi sporu z Brukselą Putin zdaje sobie sprawę, skoro specjalnie na tę okoliczność zmienił przepisy. Od tej pory Gazprom nie ma prawa udzielać obcym państwom żadnych informacji bez zgody rządu w Moskwie. Obstrukcja na całego. Szkoda, że podobnej świadomości nie wykazuje polski rząd. Już podczas podpisywania obecnie obowiązującej umowy z Rosjanami Komisja musiała powstrzymywać resort gospodarki przed zbyteczną uległością. Mamy powody, by trzymać kciuki za Brukselę.

Reklama