Kanada odrzuciła ofertę przejęcia jednego ze swoich kluczowych przedsiębiorstw gazowych - Progress Energy Resources - przez malezyjską spółkę rządową Petronas. Wczoraj minister gospodarki Christian Paradis oświadczył, że nie leżałoby to w interesie kraju - pisze Bloomberg. Rząd powołał się na kanadyjskie prawo, które mówi, że przejęcia przez obce spółki mogą dojść do skutku tylko, jeśli przynoszą państwu „korzyści netto”.

Jak pisał portal Yahoo News, decyzja rozczarowała rynek giełdowy, który spodziewał się raczej, że transakcja przebiegnie bez zakłóceń, „zwłaszcza, że malezyjska spółka zobowiązała się do budowy na Pacyfiku terminalu LNG, który dałby Kanadzie możliwość eksportu skroplonego gazu”.

Stanowisko konserwatywnego rządu premiera Stephena Harpera może oznaczać zaostrzenie kursu w stosunku do zagranicznych inwestorów - komentują analitycy. A to z kolei wróżyłoby fiasko kolejnej gigantycznej transakcji w kanadyjskim sektorze energetycznym. Równolegle toczy się bowiem debata na temat tego, czy należy pozwolić kontrolowanej przez Pekin firmie CNOOC na kupno jednego z większych globalnych producentów ropy – kanadyjskiej spółki Nexen, dysponującej złożami surowców w wielu miejscach na świecie. Chińczycy są gotowi zapłacić 15 mld USD.

Wolny rynek? Nie dla surowców energetycznych

Reklama

Przejęcia strategicznych spółek gazowych i rafineryjnych przez obce rządy to nie tylko problem Kanady. Jeszcze w marcu ubiegłego roku w Polsce nie ustawały spekulacje na temat oddania Lotosu w ręce Rosjan. Transakcją zainteresowani byli aż trzej rosyjscy potentaci energetyczni - Gazprom Nieft (spółka córka największego europejskiego wydobywcy i dostawcy gazu), Rosnieft (największy rosyjski koncern naftowy) oraz TNK-BP (po przejęciu udziałów od BP - trzeci największy rosyjski producent ropy). Przejście Lotosu przez którąkolwiek z tych spółek oznaczałoby de facto oddanie kontroli nad polskim sektorem paliwowym władzom na Kremlu.

Już sam pomysł prywatyzacji rodzimego koncernu rafineryjnego budził wątpliwości, ponieważ Lotos zyskiwał w tamtym czasie na wartości. Sprzedaż dobrze rokującego przedsiębiorstwa spowodowałaby, że skarb państwa i tak straciłby na różnicy pomiędzy jego obecną i prognozowaną wartością giełdową. Lotos jest drugą co do wielkości polską spółką energetyczną, ale jedyną, która ma dostęp do złóż podmorskich (własne zasoby ropy) i jednocześnie dysponuje rafinerią oraz szeroko rozbudowaną logistyką paliwową.

Polski rząd przyjął wtedy stanowisko otwartej polityki inwestycyjnej, zgodnie z którym wykluczenie kogokolwiek z procesu prywatyzacji byłoby niedopuszczalne i "szkodziłoby polskiej gospodarce", jak głosiły rządowe komunikaty. Do tej pory skarb państwa zachował jednak większościowe udziały w Grupie Lotos.

Obecnie resort nie prowadzi żadnego projektu dotyczącego prywatyzacji spółki. W marcu tego roku do komisji skarbu państwa trafił obywatelski projekt ustawy o zachowaniu przez państwo większościowego pakietu akcji Grupy Lotos.

Wrogi chiński kapitał?

„Taka decyzja kanadyjskiego rządu jest zadziwiająca, a skala kapitału, który zostanie w ten sposób zatracony, jest wprost zdumiewająca” – twierdzi Eric Nuttall, menadżer z Sprott Asset Management LP z Toronto. To jednak nie pierwszy raz, kiedy ten północny kraj blokuje tego typu przejęcie. W 2010 roku rząd odrzucił ofertę BHP Billiton Ltd. na zakup Potash Corp. (producenta potasu), po tym jak sprzeciwiły się temu lokalne władze.

Kanada wydaje się otwarcie protestować przeciwko sprzedaży rodzimych przedsiębiorstw z sektora paliwowego zagranicznym spółkom, mimo procedur, które nie pozwalają dyskryminować potencjalnych inwestorów.

W tej sytuacji zbliżający się finał debaty o przejęciu przez chińską spółkę Nexen jest prawdopodobnie przesądzony. Rząd Kanady może się obawiać chińskiej dominacji na krajowym rynku surowców - podobnie jak było to w przypadku Polski i Rosji.

A spółki z Państwa Środka budzą postrach w całym sektorze energetycznym i nie tylko w Kanadzie. Miesiąc temu prezydent USA Barack Obama zakazał kontrolowanej przez Chińczyków firmie budowy farmy wiatrowej w pobliżu bazy amerykańskiej marynarki wojennej w Oregonie.

Co więcej, podejrzenia o próby "wrogich przejęć" w gospodarce nie dotyczą tylko rynku energetycznego. Niecałe dwa tygodnie temu w mediach głośno był komentowany raport amerykańskiej komisji ds. wywiadu Izby Reprezentantów, która orzekła, że Huawei i ZTE stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i należy im zakazać dokonywania przejęć i zakupu aktywów na amerykańskim rynku. W ten sposób USA zablokowały ekspansję dwóch największych chińskich firm produkujących sprzęt telekomunikacyjny. W raporcie, opublikowanym po prawie rocznym śledztwie, komisja stwierdziła, że powiązania tych spółek z chińskim rządem oraz armią są tak silne, że nie można wykluczyć, iż w przyszłości mogłyby być wykorzystane przez chiński rząd do "wrogich celów".